wtorek, 20 marca 2018

Kimkolwiek jesteś, kocham cię!


Po cichej uliczce wielkiego miasta szedł sobie drobny staruszek, powłócząc nogami w jesienne popołudnie. Zeschłe liście przypominały mu każde przeszłe lato. Przed sobą miał długą, samotną noc w oczekiwaniu na kolejny czerwiec. Aż nagle w stercie liści w pobliżu sierocińca, mała kartka papieru zwabiła jego wzrok. Zatrzymał się więc i podniósł ją trzęsącymi się dłońmi.

Czytając dziecinne literki, starzec wybuchnął płaczem, bo słowa paliły jego wnętrze niczym piętno.

"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham.
Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!"
 
Oczy staruszka spoczęły na budynku sierocińca i dostrzegły małą dziewczynkę z nosem smętnie przyklejonym do szyby.

I wiedział już, że wreszcie znalazł przyjaciółkę, więc pomachał do niej i posłał jej jasny uśmiech. Oboje wiedzieli też, że spędzą zimę razem, naśmiewając się z deszczu.

Naprawdę spędzili zimę, śmiejąc się z niepogody, rozmawiając przez płot i obsypując się drobnymi podarkami, które dla siebie zrobili. Staruszek rzeźbił dla niej przepiękne zabawki, dziewczynka zaś rysowała mu obrazki, na których piękne panie spacerowały w słońcu i zieleni drzew, i oboje dużo się śmiali.

Lecz dnia pierwszego czerwca dziewczynka podbiegła do płotu, by pokazać starcowi swój nowy rysunek, a jego tam nie było.

Przeczuwała jakoś, że on już nie wróci, pobiegła więc do pokoju, wzięła kredki i papier i napisała...

"Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go kocham.
Kimkolwiek jest ten, kto to znalazł, niech wie, że go potrzebuję.
Nie mam nawet z kim zamienić słowa,
Więc ten, kto to znajdzie, niech wie, że go kocham!"


Autor nie znany.

http://poziomka.beepworld.pl/opowiadania.htm

Przechodząc obok piękna

„Historia prawdziwa z morałem..... SKRZYPEK NA STACJI METRA tłum. AspenTrees78 W waszyngtońskim metrze usiadł pewien człowiek i zaczął grać na skrzypcach. Był mroźy styczniowy poranek. W ciągu około 45 minut zagrał 6 utworów Bacha. Szacuje się, że w tym czasie, 1.100 ludzi przeszło przez stację metra udając się do pracy. Po upływie trzech minut pewien pan w średnim wieku zauważył, że gra jakiś muzyk. Zwolnił kroku i zatrzymał się na parę sekund, po czym pośpiesznie ruszył dalej, aby nie zakłócić swego harmonogramu dnia. Minutę później skrzypek otrzymał pierwszego dolara: jakaś kobieta rzuciła mu go do futerału i poszła sobie dalej, nie zatrzymując się. Kilka minut później jakiś człowiek oparł się o ścianę, aby posłuchać gry, ale zaraz potem spojrzał na zegarek i odszedł. Najwyraźniej był już spóźniony do pracy. Osobą, która poświęciła skrzypkowi najwięcej uwagi, był 3-letni chłopczyk. Jego matka kazała mu się pośpieszyć, ale chłopczyk zatrzymał się, aby jeszcze spojrzeć na skrzypka. W końcu popchnęła go mocno; chłopiec ruszył z miejsca, ale cały czas odwracał głowę. Takie samo zachowanie powtarzało się u kilkunastu innych dzieci. Wszyscy rodzice, bez wyjątku, kazały im iść dalej. Podczas 45 minut gry, tylko 6 osób zatrzymało się na chwilę. Około 20 dało mu pieniądze, potem jednak odeszło, nie zwalniając kroku. Zebrał 32 dolary. Kiedy przestał grać i zapadła cisza, nikt tego nie zauważył. Nie było oklasków, ani żadnych słów uznania. Nikt nie wiedział, że owym skrzypkiem był Joshua Bell, jeden z najbardziej utalentowanych muzyków świata. Zagrał właśnie kilka najtrudniejszych utworów, jakie kiedykowiek zostały skomponowane, na skrzypcach wartych 3,5 milionów dolarów. Dwa dni wcześniej, wszystkie bilety na koncert Joshuy Bell'a w Bostonie zostały wyprzedane. Średnia cena biletu wynosiła 100 dolarów. To jest prawdziwa historia. Joshua Bell, grający incognito na stacji metra, brał udział w eksperymencie społecznym zorganizowanym przez Washington Post. Eksperyment dotyczył percepcji, gustu i ludzkich priorytetów. Zagadnienia brzmiały: Czy w pospolitym otoczeniu i o niesprzyjającej godzinie potrafimy ujrzeć piękno? A może przestajemy je doceniać? Czy potrafimy dostrzec talent w nieoczekiwanym miejscu? Jeden z możliwych wniosków płynących z tego eksperymentu może brzmieć: JEŚLI NIE MAMY CZASU, ABY ZATRZYMAĆ SIĘ I POSŁUCHAĆ JEDNEGO Z NAJLEPSZYCH MUZYKÓW ŚWIATA, GRAJĄCEGO NAJLEPSZĄ MUZYKĘ, JAKĄ KIEDYKOLWIEK SKOMPONOWANO, TO ILE INNYCH RZECZY NAM UMYKA?“

Zródło: Facebook

środa, 13 grudnia 2017

Podróż z Nowymi Ludźmi



Czasem zwykłe sprawy nabierają takich rozmiarów, że zaczynamy się zastanawiać, czy żyjemy w realu, czy w jakimś innym wymiarze. Taka zwyczajna podróż pociągami w Polsce i w Szwajcarii pokazała mi, kim tak naprawdę są współcześni młodzi ludzie. W ciągu 7 godzinnej podróży pociągami zdarzyło mi się to aż 6 razy. Sześć razy pojawiali się przy mnie młodzi panowie lub młode dziewczęta, pomagając mi dźwigać bagaże po schodach, wkładać do i wyjmować z pociągu, wkładać na wysokie półki i je z nich ponownie ściągać. Bez pomocy tych młodych ludzi byłabym mocno zagubiona.  A oni pojawiali się przy mnie dokładnie wtedy, kiedy ich potrzebowałam. Poprosilam tylko raz o zdjęcie walizek w przedziale pociągu. Każda kolejna sytuacja już tego nie wymagała. Oni zawsze przy mnie byli, pojawiali się i proponowali pomoc. Wracałam z Poznania do Warszawy Zachodniej. Tam zmienilam perony i przesiadłam się do pociągu na lotnisko Chopina. Leciałam do Szwajcarii. Na lotnisku w Zurychu wsiadłam do kolejnego pociągu do Sankt Gallen. Wszędzie tam pojawiali sie ci młodzi ludzie z pomocą. Tak od serca, spontanicznie. Odczuwałam ogromną wdzięczność i jednocześnie radość. Faktem jest, że od wielu już miesięcy doświadczam kontaktów z Nowymi Ludzmi. Wszelkie sprawy, spotkania, kontakty, czasem nawet wymiana spojrzeń i przelotnego a jednocześnie glębokiego uśmiechu od serca. Zawsze serdeczni, mili, uprzejmi, bez względu na to, czy był to kontakt wielogodzinny czy krótki, w sklepie, urzędzie, na poczcie czy w banku. Wszędzie tam są Nowi Ludzie. Kim są Nowi Ludzie, czym się różnią od reszty społeczeństwa? Mam wrażenie, że są to wszyscy ci, którzy żyją już na wyższych poziomach, w wyższych wibracjach i się nawzajem rozpoznają. To mieszkańcy Nowej Ziemi. Znakiem szczególnym są właśnie takie reakcje i zachowania. W ich obecności odczuwa się, że jest się dostrzeżonym. Jest zaserwowany uśmiech, ton staje się nieomal przyjacielski, uwaga skupia się na osobie, jej temacie czy potrzebie. W tu i  teraz. We wzajemnym okazywaniu szacunku.
Być może sama podróż w towarzystwie tych cudownych ludzi nie skłoniła by mnie do napisania tego tekstu. Jednak z ponad już rocznym doświadczaniem takich reakcji na codzień czuję, że już nadszedł czas, żeby się tymi spostrzezeniami dzielić. Czujecie podobnie?  

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Powrót



Wieczór. zamykam oczy, czeka mnie krótka podróż świadomości. Jestem w lesie. Zagłębiam się w coraz mroczniejsze zakątki, ale ciągle prowadzi mnie leśna droga. Docieram do starej, kilkusetletniej drewnianej chaty. Okna zaprószone kurzem i zasklepionymi oleistymi pyłkami drzew, okiennice na wpół otwarte, brak sladów zamieszkiwania przez kogokolwiek. Otwieram drzwi, wchodze. Panuje półmrok, dostrzegam tylko kontury i zarysy wnętrza. Wiem, ze tam ktoś na mnie czeka. Oswajam wzrok z ciemnością, rozglądam się. I nagle go dostrzegam. Siedzi w bezruchu na grubej drewnianej belce, wpatrując się we mnie. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem... To ty? Serce napełniło się radością, zalała mnie fala ciepła i miłości. Witaj moj drogi, stary przyjacielu. Widziałam, jak kroczy po belce zbliżając się do mnie. Przyglądałam się jego pięknej sylwetce, głowie, ogromnemu dziobowi i mądrym oczom. Rozpostarł skrzydła i wtedy wtuliłam sie w niego całą sobą. Tulił się też, czułam, jak bardzo mu brakowałam. Co tutaj robisz? Komunikowaliśmy telepatycznie. Odpowiedział, że jest tu juz dziesiątki lat, od kiedy przestaliśmy wspólnie podróżować w przestrzeniach. W dzieciństwie towarzyszyłeś mi prawie co noc, kiedy stawałam sie tobą i latałam w przestrzeniach, pamiętam te sny do dzisiaj. Byłes mną a ja tobą. Nasze eony współistnienia w Chappada Diamantina. Tak, jestem twoim aspektem duszy, odparł. Czekałem tutaj na twój powrót. Głaskałam jego przepiękne skrzydła, nieustannie podziwiając tak dostojną orlą sylwetkę. Nie mogłam się nacieszyć jego tak mi znajomą bliskością. Tak długo tu czekałeś? Tak, ale jak wiesz, w naszym wymiarze nie ma aspektu czasu. Brakowało mi jednak ciebie i mej ukochanej natury, powiedział, muskając mnie dziobem po policzku. Czy chcesz mi coś przekazać, spytałam?  Jestem dla ciebie przekazem samym w sobie. No jasne... Podałam mu przedramię. Usiadł na nim, po czym wyszliśmy na zewnątrz. Dziękuję ci, mój kochany towarzyszu, mój aspekcie duszy. Dziękuję, kocham cię. Przytuliłam jeszcze raz twarz do jego masywnej szyi, pocałowałam w dziób. Podniosłam rękę i w tym momencie oderwał się i poszybował w przestworza. Dzięki, że wróciłeś, dzięki za przesłanie i moc, którą ponownie we mnie przebudziłeś. 

 Zdjecia, źródła:
1. http://www.montevideo.com.uy


2. https://www.nikon-fotografie.de



piątek, 25 sierpnia 2017

Program Duszy w rozpoznaniu



Jesteś tutaj nie po to, by się delektować anielskością. Celebrować miłość i zozkładać ją na czynniki pierwsze. Jesteś tu po to, żeby cierpieć. Tak, właśnie cierpieć. Żeby w odpowiedni sposób CZUĆ to cierpienie i właśnie je celebrować, nie miłość. Popatrz. Miłością Jesteś. Całe eony, od początku istnienia. Tu, na Ziemi masz inne zlecenie. Żyć dualnością, czuć ją i celebrować. Jeśli odrzucisz cierpienie, to co pozostanie? Jeśli odrzucisz negatywną stronę życia w każdej jej postaci, to pozostanie ci dokładnie to, co już masz. Czyli – nie rozwiniesz się w swojej misji. I nie chodzi tu o całkowite zatopienie się w te stany. Ty przecież wiesz, o co chodzi, prawda? Czujesz to? Chodzi o celebrację negatywnych emocji. O świadome ich przyjęcie, poświęcenie im uwagi, skupienie się na nich, o  tak długie pozostawanie w tym stanie, aż się rozpuszczą, znikna, pozostawiając po sobie znak, symbol, pieczęć. Zapis komórkowy, zapis w DNA. Właśnie ten zapis potrzebuje Źródło, żeby dalej rozwijać własna Doskonałość, żeby udoskonalać świat.  Wyobraź sobie, że trzymasz w buzi landrynkę tak długo, aż się rozpuści, pozostawiając po sobie posmak, zapis w ślinotoku. Taka jest właśnie zasada celebracji negatywnych uczuć.
Powiedzmy, że czujesz złość. Na kogoś, za coś... Nie ważne, za co i na kogo. Ważne jest tylko to uczucie. Zatrzymaj się w tym momencie. Zatrzymaj się w tej złości. Jeśli nastąpiła jej krótka eksplozja, to ktoś, kto się w tym momencie znajdował w polu tej energii otrzymał dar jej dalszego doświadczania.  Ale jeśli nie nastąpiła żadna zewnętrzna manifestacja tego uczucia, ono jest gotowe do wewnętrznej eksploracji. Nie poświęcenie mu uwagi, ukrycie go w swojej głębi prowadzi do schorzeń, zarówno fizycznych, jak i psychicznych.  Natomiast przerzucanie negatywnych uczuć (emocji, stanów energii) na zewnątrz – na przykład poprzez bierny kontakt z naturą, szczególnie podczas spacerów w lesie, jest pozbyciem się cennej materii doświadczalnej. Długie spacery w naturze gwarantują najczęsciej okresowe wyzerowanie negatywnych emocji. Działa to od kilku godzin do kilku dni. Ale co potem? Gdzieś się przecież skumulował powód tych uczuć. Nie został celebrowany. Powód złości, cierpienia, wstydu, strachu, bezsilności, zazdrości, nienawiści, przygnębienia, poczucia własnej niedoskonałości itd. Itd. pozostał.  
No właśnie. Celebracja, której ludzie powinni dokonywać – także na spacerach, w lesie itd.  - polega na świadomym odbiorze emocji, które napłynęły, także i ich przyczyn. Świadomy odbiór polega na dostrzeżeniu negatywnego stanu psychicznego, który się pojawił, przyjęciu go w sobie jako chwilowego nastroju i jego pełna, bezkompromisowa AKCEPTACJA. Jednocześnie nie obciążanie NIKOGO ani NICZEGO winą. Ok. Jestem zła na coś/kogoś, akceptuję ten stan, przyjmuję go. Ok, jestem zazdrosna o coś/o kogoś – akceptuję ten stan, przyjmuję go. Ok., mam okrutny żal do kogoś za coś – akceptuję ten stan, przyjmuję go. Itd. Pozwalam temu stanowi we mnie być. Analizuję go, celebruję go. Pozwalam tym emocjom trwać tak długo jak chcą. Jestem wyłącznie obserwatorem. A wiecie dlaczego? Bo one odpłyną, przeminą, odejdą szybciej, niż myślimy, jeśli nie pozostawimy ich w centrum uwagii naszego ego. OTO CAŁA PRAWDA O EMOCJACH. One nas testują, prowokują. Głównym bohaterem w tym procesie jest oczywiście nasze ego - to ono się nad nimi rozczula, prowokuje myślami, zaczepia, nie pozwala im za szybko odejść. Ale jeśli nie poświęcimy im tyle uwagi, ile potrzebuje ego, żeby stać w centrum naszych procesów myślowych, to one swoją rolę spełniają poprzez ciche odejście. To odejście negatywnych uczuć pozostawia w naszym ciele zapis, tak jak wspomniałam wczesniej. Ten komórkowy zapis mówi naszej Duszy, a tym samym Boskiej Świadomości: ok, celebracja zakończona. Doświadczenie zakończone. Następnym razem nasze komórki wiedzą już, jak zareagować. Są spokojniejsze, nie wchodzą w uklad z ego, pomijają go. Ono też już spełniło w tym zakresie swoją funkcję. Nasze kosmiczne ciało CUD (ciało-umysł-dusza), wysłało właśnie sygnał do Boskiej Świadomości, czyli do naszego prawdziwego JA, naszego jedynego prawdziwego Jestestwa, że jeden z miniprojektów doświadczalnych naszego życia został pomyślnie zakończony. Wow, ale fajna karuzela pojęć. Mądrze to wszystko zaprojektowaleś Stwórco. W taki sposób osiągamy stan Buddy. Dzięki. 😊