Uczestnicząc w
duchowym rozwoju współczesnej
cywilizacji, który trwał nieprzerwanie przez 25 lat, od 1987 do 2012 roku,
miałam wrażenie, że się coś w tym okresie domknęło. Na poziomie tzw.
przebudzenia odbywało się pełne rozbudzenie świadomości istnienia innej
rzeczywistości. Było to pojmowanie świata jako matrycy, widzenie starych
schematów i zrozumienie, że oprócz tego istnieje „coś więcej” – świat mentalny,
rozumiany jako pole eterycznej energii, wyższej siły nazywanej Źródłem.
Setki tysięcy
ludzi na świecie zrozumiało w tym czasie, że nie jesteśmy tylko ciałem
fizycznym, ale główną istotą naszego istnienia jest świadomość, nasz Duch,
nieuchwytna struktura, której współczesna nauka nie definiuje i nie bada (no bo
jak?).
Tak, w tym czasie
dotarły do nas myślokształty, że nasza ziemska egzystencja jest tylko zalążkiem
całokształtu.... fraktalem naszej nieprzemijalności.
Ale nikt nie był
przygotowany na to, że dla wszystkich tych, którzy do 2012 objęci zostali falą
przebudzenia, przewidziany został kolejny, znacznie trudniejszy etap rozwoju.
Zaobserwowałam
interesujace „symptomy” u siebie, u moich znajomych, przyjaciół. Ci, którzy nie
poprzestali na tym bądź co bądź wielkim
odkryciu, tylko konsekwentnie i z pełną świadomością uczestniczyli i nadal uczestniczą w procesie
poglębiania wiedzy w tym zakresie, przeżywają swojego rodzaju fale regresji
(przynajmniej tak to odbieramy), powrót do przytłaczajacej energii 3D.
Dlaczego tak sie
dzieje? Otóż, po osiągnięciu etapu przebudzenia (nazywam to etapem powierzchownego
wypłyniecia z ciemności), następuje proces badania tego stanu i dociekliwe
studiowanie swoich parazmysłowych zdolności. No i oczekiwanie na coś więcej..
Każdy z nas
zbiera swoje własne doświadczenia i czasem czuje się jak ślepiec, czasem jak
odkrywca.
Mi też udało się
coś „odkryć”. Odkryłam, że jestem czystą świadomością. A dopomógł mi w tym
(ostatecznie) Eckhart Tolle. I tkwiąc w tym przekonaniu, wydawało mi sie, że w
takim razie osiagnęłam już stan, w którym wiem kim jestem i po co tu jestem. Ten
fakt wyzwolił we mnie procesy przebaczenia, wyjścia z matriksu, z dualności –
tak, byłam przekonana, że mam to już za sobą....
Jednak to
odkrycie i wieloletnia praca nad soba w niczym nie zmieniły faktu, że nadal – a
nawet powiedziała bym – o wiele bardziej dotkliwie uświadamiałam sobie wpływy
polaryzacji... i borykałam sie z problemami – innaczej - z tematami, bądź lepiej
– z emocjami, które mnie dołowały, wyzwalały strach, przygnębienie, bezsilność,
powodowały zakłócenie mojej stabilności, zanik radości i jakąś nieprzezwyciężoną
ociężałość, której w żaden sposób nie potrafiłam zdefiniować i uzasadnić. Zaczęłam
sie tym stanom przyglądać....
Kiedy odczuwamy
jakąś siłę przyciągającą nas z powrotem do stanu fizycznej ociężałości, pada
pytanie przyczynowe. Chcemy zrozumieć, czy i jeśli tak, to jaki ma to związek z
naszym dalszym rozwojem?
Odkrycie sensu
tego procesu przynosi cudowne skutki. Zaczynamy rozumieć, że proces naszej
transformacji nadal trwa...
W kolejnej fazie
duchowego rozwoju nie pozostajemy na jego „powierzchni” lecz się w nim
zagłębiamy, dajemy nura w głebię kosmicznej świadomości. Tylko, że nie jest to
już bujanie w obłokach, czy wspinanie się na wyższe poziomy, lecz... wewnętrzny proces zmian na poziomie
komórkowym.
Stare zapisy,
siegajace (znacznie głębiej) do wielu poprzednich inkarnacji, zostają
zresetowane. W tym czasie wszystkie nasze najdrobniejsze cząstki, na poziomie nanokomórkowym, są zerowane. Czyszczone,
polerowane, zerowane... powoli odradza się oświecona jednostka, silna i odporna
na jakiekolwiek wpływy starego systemu...
Powoli wynaturza się czysta świadomość, istnienie wyłącznie w tu i teraz, bez
przeszłości i przyszłości.
Odbieramy to
autentycznie jako czyszczenie, które często odczuwane jest jak „zimny
prysznic”, biczujący nasze zardzewiałe zmysły. Jasne, że może to trwać...
Czasem nawet wiele lat.
Jednak, najfajniejsze
jest to, że w wytrwałym uczestniczeniu w tym procesie budzimy sie jeszcze
raz.... choć tym razem jest to poród bolesny. Tym razem jednak wiemy tak
naprawdę, kim jestesmy i jaką funkcję spełniamy na Ziemi. Odzyskujemy poczucie
ważnosci naszego fizycznego ciała, uświadamiając sobie, co nas tak naprawdę
cechuje jako przebudzonych... Aż się nie chce wierzyć, że to takie proste. Ta
nowa prawda jest prozaiczna aż do bólu...
Opierając sie na
świętej geometrii, strukturze naszej fizyczności i mikrokosmosu, w interakcji z naturą, światem zwierząt i
mineraliów, odbieramy jednoznaczny przekaz, dotyczacy samozachowawczosci
Istnienia jako całość. Istnienia w Jedności. W tym stadium
kompletnie zanika potrzeba jakiekolwiek krytyki, zainteresowanie polityką,
informacjami mediów. Dominuje prostota, wdzięczność, życie w prawdzie. Od nowa budzi się wszechogarniająca Miłość,
rozprzestrzeniająca się we wszystkich wyzerowanych komórkach, cząstkach naszego
jestestwa...
Jeśli ten proces
zostanie zakończony, to bardzo dobitnie odczuwa się rolę własnego,
indywidualnego istnienia. Rozumie rolę jednostki w procesie całokształtu
kosmicznych przemian. Jednostki silnej i zarazem świadomej swojej Mocy. Jednostki,
która dopiero tak przetransformowana (odrodzona) używa własnej energii do
kreowania kosmicznej, planetarnej rzeczywistości naszej Gaji.
Takie nowe
Jednostki działają już w systemie okołoplanetarnym. Łamią kody, dziurawią
matrycę, wnoszą kosmiczne światło. I robią to indywidualnie, bazujac
intuicyjnie na myślokształtach....
Na tym etapie
rozpoczyna się kolejny proces, kolejna przemiana, którą my ludzie, mieszkańcy
tej planety, wlaśnie rozpoczynamy....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz