wtorek, 18 grudnia 2012

Wielkość Czasu



Witajcie Kochani.
Dokładnie tak, jak napisałam w Dzienniku Wzniesieniowym w dniu 11. Sierpnia 2012, te ważne dni 10.12.12 do 12.12.12 spędziłam w  miejscu, gdzie ukryty został fioletowy Kryształ Dźwięku – jeden z Atlantydzkich Kryształów Swiątynnych. Chapada Diamantina, Park Krajobrazowy na Bahii w Brazylii.  
Tam zamknęłam moje wielotysięczne posłannictwo w służbie Gaji,  jako strażnik Kryształów Atlantydzkich. 
Jakże piękne spotkanie, po wielu wielu eonach, nareszcie dotarłam do miejsc, które wzbudziły we mnie przepiękne wspomnienia. Rozpoznałam skały, szczeliny, wykute dziuple, małe groty. Czułam całą sobą moc i jednocześnie piękno tego miejsca. 

 



Kryształ spoczywa ukryty na dnie Błękitnego Jeziora w Grocie Poco Azul. Kryształowa woda zezwalała na doskonałą widoczność dna i skalnych ścian, mimo 21 metrów głębokości. Pływając z maską do nurkowania, widziałam w jednym miejscu wychodzące od dna tęczowe promienie światła. Piękno tego miejsca było wyjątkowe, nic nie może oddać wrażenia pływania w tak krystalicznej wodzie, która od setek, tysięcy lat sama się oczyszcza, której nie szkodzą codzienne kąpiele dziesiątek turystów. Kryształowa woda, piękne tęczowe promieniowanie od dna, moja rozmowa z Duszą Atlantydy – potwierdziły, że właśnie w tym miejscu spoczął Swiątynny Kryształ Dźwięku. Popłynęły kolejne łzy radości i wdzięczności za tak cudowne doznania.
  
 
12.12.12 Medytacje z kryształami w skałach Chapada Diamantina, przy cudownych dźwiękach wodospadów, w nastroju radości i świadomości dokonywania się wielkich dzieł wszechczasów. Świadomość zamknięcia się krystalicznej sieci, świadomość dnia porodu Gaji. Co przyniesie nam dzisiejszy dzień?
Wieczorna medytacja i spotkanie z Gają. Widzę naszą planetę nieoświetloną, ale jedna z jej części wydostaje się, wyodrębnia się z niej i w pełnym blasku złocistych promieni prześwieca na znak nowej Ery. Wokół Ziemi zebrały się miliony kosmicznych statków, tworząc rodzaj pierścienia, rodzaj tunelu, w który wejdzie nowo narodzona Planeta. Czuję ogromną doniosłość tego momentu. Nie pytam Gaji o nic, rozumiejąc sytuację. Słyszę jednak jej głos. Mówi mi, że my Ziemianie odbieramy ten moment w zupełnie innym wymiarze. To dla nas będzie dłuższy proces, dla wysłańców Galaktyki jest to zaledwie moment ceremonii. Była szczęśliwa, że wszyscy przybyli. Poród naszej wzniesieniowej Planety nastąpił. Chciałam jej za wszystko podziękować, ale powiedziała mi, że będzie na to jeszcze czas, a teraz prosi nas o dalsze wsparcie. 

13.12.12 Powrót z Chapada Diamantina na Fazendę. Wieczór spędzamy oglądając panoramiczne niebo. Wszyscy czujemy doniosłość tego momentu. Panuje niesamowita dynamika. Na całej południowej półkuli widoczne są spadające gwiazdy, meteoryty, astroidy, kosmiczne pojazdy, Ufos. Wraz z 9 gośćmi obserwuję to przewspaniałe, wielogodzinne widowisko.  Mam wrażenie, że tymi fajerwerkami kończy się kosmiczna cermonia wokół Gaji, że pojazdy ją opuszczają i wracają na swoje stałe pozycje. 

14.12.12 Nad Atlantykiem wchodzę w ponowny kontakt z Gają. Proces porodu został zakończony. Ale tylko dla Galaktyki. Na Ziemi musimy jeszcze odrobić nasze lekcje... Podczas medytacji  znalazłam się w nowym, nieznanym mi krajobrazie, przepięknej planecie, o niezwykłych kształtach budowli i nieznanym mi wcześniej systemie infrastruktury. Sama unosiłam się nad powierzchnią, mijali mnie inni podróżnicy, pojazdy, nie było oddziaływania siły grawitacji. Tylko dzieci bawiły się na ziemi, jeżdżąc na wrotkach po specjalnych torach zasilanych  magnetyzmem. Polubiłam tą złocisto-tęczową planetę.

Po powrocie zapragnęłam całą mocą przywołać to piękno na naszą starą Ziemię. Dać jej chociażby rąbek tej szczęśliwości. Może zrobimy to wspólnie?  W tym samym momencie znalazłam pięknie pasującą afirmację Fioletowego Płomienia:

Całą mocą prosto z serca przywołuję Niebo do Ziemi.
Niech Niebo ucałuje stęsknioną Ziemię.
Niech Ziemia przyjmie spragnione Niebo.
Niech wieczni kochankowie,
Tak długo rozdzieleni,
Połączą się trwale i mocno.


Jest to mój ostatni post w tym roku. Dziękuję Wam kochani za wspólnie spędzony czas, za Waszą uwagę, serdeczność i serce. Niech Miłość, Swiatło i Moc zawsze będą z Wami. Kocham Was.   

piątek, 7 grudnia 2012

Szczęśliwej drogi, kochani podróżnicy



Gdy mkniecie swą Ścieżką Wzniesienia, jej energie nieustannie was unoszą. Pozwalacie sobie płynąć po tych wciąż przybierających falach energii, która przysługuje wam z urodzenia i która jest waszym wybawieniem od niższych gęstości.
Wasza prawdziwa esencja jest przed wami. Codziennie jesteście w niej coraz bardziej ugruntowani, i dziękujecie jej za to waszą niewzruszoną Miłością i wytrwałością. 
Pozwólcie sobie na przyjmowanie, kochani; przyjmujcie wciąż narastające energie, które są wam dostarczane, i dostarczane są wam z miłością przez Wyższe Wymiary - wymiary, do których się przyzwyczajacie jako do swego nowego domu. My witamy was. I oczekujemy was. Teraz nic już nie stoi wam na drodze.
Radujcie się, gdyż jest to bardzo blisko; jest to namacalne; jest nieuniknione i macie w tym żyć i cieszyć się tym, kochani. Radujcie się, gdyż nic nie może powstrzymać waszych Ciał Świetlnych od tego, by być w pełni pochłoniętymi przez Światło i Miłość w jej najczystszej formie, jeśli tylko na to pozwolicie. Gdyż czas na to nadszedł. 
Rozłóżcie swe ramiona i otwórzcie serca, i przyjmijcie to z pełnym oddaniem, kochani.
Radujcie się, gdyż Miłość i Radość i Obfitość pojawiają się w waszych zręcznych dłoniach i zaczynają wirować jak jedwab na wrzecionie. Nikt nie może was teraz powstrzymać. Zacznijcie wybierać kolory waszej tkaniny Życia i waszych nowych dzieł, które z miłością stwarzane są i kształtowane przez wasze wprawne dłonie i serca.
Stańcie się znów jak dzieci - dzieci, którym pokazano właśnie wielkie ilości plasteliny wszelkich kolorów i rodzajów, i zacznijcie z czystą radością lepić i formować wszystko, co tylko zechcecie stworzyć. Dajcie upust swym wizjom i patrzcie, co stworzycie.
Jesteście mistrzami w tym współstwarzaniu i zaczynacie przypominać sobie jak to robić z taką łatwością. Użyjcie swych marzeń jako modelu i zacznijcie na ich wzór rzeźbić wszystko, czego tylko pragniecie. Nic nie jest niemożliwe, nic nie jest niewłaściwe. Ponieważ teraz stwarzacie wszystko z Miłości, wszystko co stwarzacie jest piękne i radosne i cenne dla wszystkich, którzy tego doświadczają.
Tego właśnie będziecie doznawać w Wyższych Wymiarach, a każde z was będzie tworzyć biorąc za wzór marzenia swego serca i wizje tego, co jest pełne równowagi i piękne i funkcjonalne, i czym wszyscy mogą się radować. Każde z was ma swój własny podpis energetyczny i dźwięk, zatem w rezultacie waszego stwarzania powstanie symfonia przepięknej muzyki i kolorów, która przyniesie głęboką satysfakcję i Spokój dobrze wykonanego dzieła, którym wszyscy mogą się cieszyć i doświadczać go bez ograniczeń i obwarowań.
Wy, moi drodzy przyjaciele, jesteście wybranymi; wy budziliście i gromadziliście Światło, doprowadzając do jego obecnego wzmocnienia, a gdy nadejdzie kolejna fala Światła i Miłości, po prostu macie na niej popłynąć, wirować wewnątrz niej, ogarnąć ją, przyjąć ją, objąć ją, i potem wypuścić ją ku innym.
Zaczynacie doznawać tego, jak będzie wyglądać wasze życie w wyższych wymiarach, kiedy przemiana stanie się bardziej oczywista i odczuwalna. Teraz staje się to waszą normą. Wchodzicie coraz wyżej i aklimatyzujecie do tej nowej wysokości na waszej drodze ku Wzniesieniu. 
Pozwólcie sobie w stopniowy sposób doświadczać tych nowych energii, gdy one nadchodzą, a równocześnie zwracać uwagę na potrzeby waszego ciała fizycznego, zawsze uziemiając się i zawsze przyjmując tyle światła, ile tylko możecie utrzymać, w takich dawkach, jakie są dla was przyjemne. Zobaczycie, że wasza zdolność przyswajania Światła wzrasta w miarę upływu dni, i będziecie tak pochłonięci przez to Światło i Miłość, że poczujecie się przemienieni.
Zwracajcie uwagę na swe myśli. Zwracajcie uwagę na swoje uczucia. Niech w was bulgocą aż do momentu, kiedy zostaną przykryte Miłością i przeobrażone w czystą esencję Miłości.
Będziecie zdumieni swymi doświadczeniami, kiedy zezwolicie sobie na poddanie się energiom napływającym do waszych Ciał Świetlistych i waszych Serc. Będzie to wyglądać jak "rozmiar uniwersalny", kiedy zwiększycie swą zdolność unoszenia się w Świetle, bycia w nim i obejmowania go.
Trzymajcie się swych serc i zacznijcie zapominać o wszelkich negatywnych pozostałościach tego, co kiedyś było częścią waszego świata. Stańcie się jak nowo-narodzone dzieci, gotowe tylu rzeczy doświadczać, poznawać je i cieszyć się nimi; niech wasza ciekawość i wasza niewinność będą teraz waszymi przewodnikami. Uczycie się puszczać to co stare i niech tak się dzieje, z całkowitym zaufaniem, że wasze potrzeby zostaną spełnione. Tak, jak nowo-narodzone dziecko wie o tym i ufa, niech będzie to i waszą wiedzą.
Zredukujcie się do swej Boskiej esencji w swym rdzeniu i z tego miejsca odbudujcie się na nowo, pozbywając się wszelkich zanieczyszczeń i negatywności, które pochodzą z waszej starej ścieżki życia.
Śmiało wyruszcie teraz na nową wyprawę, kochani, gdyż czeka was cudowna podróż. Osiągnęliście teraz właściwą perspektywę i jasno widzicie, na co czekaliście przez eony. Niech obdarzy was ona Pokojem - To jest wasze nowe życie, zakochajcie się w nim. Zanurzcie się w delikatnym deszczu Energii Miłości, która na was spływa, i płyńcie wśród jej miękkich fal, gdy wyłania się spośród nich wasza nowa droga Istnienia, moi kochani.

Wasz kochający brat, Jeszua.

Przekazała Fran Zepeda, 28 listopada 2012
http://www.franheal.wordpress.com (Blog)
http://www.franhealing.com/Current-Channelled-Message.html (Website)
Przetłumaczyła wika   



czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajkowa historyjka



Była sobie istota, która była w sobie tak zadufana, że nie obchodziło ją otoczenie ani reszta świata. Posiadała potężną moc, którą skrzętnie przed innymi ukrywała.
Codziennie przed zaśnięciem a także rankiem otwierała maleńki flakonik, wdychała wydzielającą się z niego eteryczną woń, po czym szybko go zamykala i skrzętnie chowała. Ten rytuał powtarzała przez wiele lat. Jej skarbem był ELIKSIR MIŁOSCI. Odebrany brutalnie światu, ukryty był przez wiele tysiącleci przed innymi istotami, które po prostu o jego istnieniu nic nie wiedziały. Na świecie panowała szarość i znieczulica.

Jednak pewnego wieczoru istota po powąchaniu eliksiru wpadła w tak duży samozachwyt i ekstazę miłości, że nie domknęła szczelnie flakonika przed jego ukryciem.
I wtedy zaczęły się z niego wydobywać eteryczne cząsteczki, rozprzestrzeniając się szybko po okolicy, a potem, płynąc dalej eterem, objęły całą kulę ziemską.

Ukołysani nocną wizytą eterycznych cząsteczek Miłości, istoty ziemskie zaczęły się nagle przebudzać w nowej rzeczywistości.
Dostrzegly barwy otaczajacej ich natury, otaczajacego ich swiata. Na twarzy pojawil sie nieznany dotad grymas, zwany usmiechem... Nagle istoty zaczely sie sobie przygladac, wyrazajac zachwyt. Pojawily sie mile slowa i gesty. Wrocila prawiedza, pozwalajaca im nucic melodie, ukladac do niej teksty, spiewac nowo powstale piosenki, tanczyc, bawic sie, przytulac, kochac....

Z tych wszystkich reakcji na calej kuli ziemskiej, powstaly nowe energie, zwane Kwantylami. Kwantyle Milosci staly sie tak silne, ze potrafily materializowac mysli i ksztaltowac miliony prezencikow dla wszystkich istot, ktore wdychajac eliksir Milosci, tworzyly przy tym piekne altruistyczne mysli....

Te kochane istoty otrzymywaly i otrzymuja do dzisiaj na Mikolaja, 6 grudnia, prezenciki od Kwantyli Milosci.

Takze i na was, moi kochani, czekaja dzisiaj te przepiekne prezenty. Zycze Wam obfitego obdarowania.
Autor: Mira
  

wtorek, 4 grudnia 2012

Kwiat transformacji


Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła królewna, jedyna następczyni tronu, która była taka zła jak piękna. A była bardzo piękna. Nie było dnia, żeby komuś jakiejś krzywdy nie wyrządziła. Była nieznośna dla swojego otoczenia, nieposłuszna wobec swoich rodziców, dokuczała ludziom pracującym w pałacu. Od samego rana, od przebudzenia się dokuczała dziewczętom pokojowym, które pomagały jej ubierać się. Przy śniadaniu grymasiła, nie chciała jeść, przeciągała posiłek w nieskończoność. Była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili, by ją uczyć. Przy obiedzie dochodziło często do awantur. Potrafiła rzucać talerzami, wywrócić wazę z zupą, wytrącić usługującym tacę z posiłkiem a nawet ściągnąć obrus ze stołu, wraz z zastawą. Po południu nie chciało się jej odrabiać lekcji. Wobec gości, którzy przychodzili z wizytą do jej rodziców, zachowywała się nieuprzejmie, czasem wręcz bezczelnie. Nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy bali się jej złości. Jedno co naprawdę kochała, to były kwiaty. Godzinami potrafiła siedzieć w ogrodzie, doglądała robotników pracujących tam, pielęgnowała kwiaty, własnymi rękoma plewiła grządki i przycinała gałązki, okopywała. Niektórzy mówili, że nawet rozmawia z kwiatami.

Razu pewnego przyjechał w odwiedziny król z sąsiedniego królestwa wraz z małżonką i swoim synem. Królewna, aby dokuczyć rodzicom, zapowiedziała, że nie przyjdzie na przyjęcie i faktycznie nie przyszła. Niespodziewanie tylko wpadła na moment do sali, gdzie ucztowano. Wszyscy zamarli ze strachu. Zrobiła się cisza. Nawet orkiestra przestała grać. Ale na szczęście nie doszło do żadnej awantury. Bez jednego słowa przeszła przez salę i znikła. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy właśnie królewicz zobaczył ją i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej. Po powrocie do domu oświadczył swoim rodzicom:

- Chcę królewnę pojąć za żonę.

- Po pierwsze nie wiadomo, czy ona zechce, żebyś ty był jej mężem. A po drugie, czy ty wiesz, jaka ona jest?

I wtedy opowiedzieli mu całą prawdę o niej.

Królewicz bardzo się zmartwił tym wszystkim, co usłyszał. Myślał, jak pomóc królewnie. Po jakimś czasie przyszedł do rodziców i oświadczył:

- Chciałbym pojechać do pałacu królewny.

Popatrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili spytał ojciec:

- Możesz nam powiedzieć, po co?

- Chcę, by się zmieniła. Spróbuję jej w tym pomóc.

- Jak to sobie wyobrażasz?

- Dokładnie jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale spróbuję. Przedstawił im swój plan:

- Pojadę tam w przebraniu i zgłoszę się do pracy jako ogrodnik, bo ona podobno często przebywa w ogrodzie. To wszystko. Co dalej, nie wiem. Okaże się na miejscu. Może życie podsunie inne rozwiązanie.

Rodzice z ciężkim sercem zgodzili się na jego propozycję, ale nie wierzyli, żeby ta wyprawa mogła zakończyć się powodzeniem.

Królewicz, tak jak to wszystko przedstawił rodzicom, tak i wykonał. Przebrał się w ubogie szaty robotnika i udał się w daleką drogę. Wśród rzeczy, które wziął ze sobą, był jego ukochany kwiat. Nie rozstawał się z nim nigdy. I w tej drodze, choć nie było mu to wygodne, chciał mieć go przy sobie.

Gdy przybył do pałacu królewny, przyszedł do ogrodu. Ogród był wielki, bogaty w drzewa, krzewy, warzywa, kwiaty, położony w pagórkowatym terenie, obejmował sadzawki, stawy, rzekę. Królewicz odnalazł ogrodnika i zwrócił się do niego z prośbą, aby ten przyjął go do pomocy. Ogrodnik był stary i nieżyczliwy. Popatrzył na królewicza krytycznie, wysłuchał prośby, mruknął:

- My nie potrzebujemy nowych pomocników. Mamy dość swoich.

Królewicz nie ustępował. Powiedział:

- Faktycznie niewiele umiem, ale chcę się nauczyć tego rzemiosła. Dlatego nie chcę żadnego wynagrodzenia. Jeżeli mi tylko dasz kąt do mieszkania i jedzenie, to mi wystarczy.

Ogrodnik obrzucił go niechętnym wzrokiem, ale w końcu przystał na prośbę.

- No to dobrze - powiedział z ociąganiem się - ale wiedz o tym, że praca tutaj jest bardzo ciężka.

Przeznaczył mu na mieszkanie stary składzik i królewicz rozpoczął pracę w ogrodzie.

Płynęły dni. Królewna przychodziła codziennie do ogrodu. Widział ją czasem. Jej jasna sukienka pojawiała się w dali na tle ciemnej zieleni, by znowu zniknąć. Bywało, że widział ją dłuższą chwilę, ale zawsze z daleka. Zaledwie parę razy zdarzyło się, że była tak blisko, iż słyszał jej głos. Ale wciąż nie spotkał się z nią.

Aż po jakimś czasie, gdy razu pewnego pracował zgięty, plewiąc grzędę, usłyszał nagle tuż nad swoją glowąjej glos. W pierwszej chwili myślał, że ona coś do niego mówi, tymczasem królewna poprawiając rosnący kwiat, zaczęła do niego przemawiać i to najpiękniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek słyszał królewicz. Nagle przerwała. Poczuł, że go ujrzała. Z gniewem wykrzyknęła:

- Ktoś ty za jeden? Co ty tu robisz? Podniósł się. Pokłonił. Bał się, czy go nie rozpozna, ale nie doszło do tego. Odpowiedział więc spokojnie na postawione pytanie:

- Jestem pomocnikiem ogrodnika.

- Nie znam cię. Jeszcze cię nigdy tutaj nie widziałam.

- Pracuję od niedawna - wyjaśnił.

Widział, jak była wściekła. Najwyraźniej dlatego, że ją słyszał rozmawiającą z kwiatami. Nagle rzuciła wzrokiem na kępę opodal rosnących pokrzyw:

- Zerwij mi je - rozkazała.

- Zaraz przyniosę rękawice i nożyce - powiedział i skierował się w stronę swojego mieszkania.

- Nie potrzeba ci rękawic - odparła szorstko. - Zrywaj natychmiast, gołymi rękami. Królewicz zawahał się. Ale to trwało tylko moment. Podszedł do kępy pokrzyw i zaczął je zrywać. Pokrzywy były wyrośnięte, o twardych łodygach. Ręce paliły go, jakby je wsadził do wrzącej wody. Ale rwał uparcie. Gdy narwał całą naręcz pokrzyw, spytał:

- Wystarczy?

- Wystarczy.

- Co mam z nimi zrobić?

- Możesz je wyrzucić - odpowiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku i długo moczył dłonie w zimnej wodzie, żeby przynieść sobie ulgę. Ale na niewiele to się przydało. W nocy prawie nie spał.

Na drugi dzień królewna przyszła znowu. Tym razem ona go szukała.

Znalazła, gdy był zajęty przy plewieniu swojej grządki. Kazała mu pokazać ręce. Wciąż jeszcze były całe w bąblach.

- Pieką cię?

- Trochę.

- To żeby cię tak nie piekły - powiedziała złośliwie - idź i narwij mi lilii wodnych.

- Dobrze, tylko przyprowadzę łódź i zaraz wrócę.

- Nie potrzeba łódki. Wejdź do stawu.

Był chłodny i pochmurny dzień. Woda była zimna. Lilie miały silne łodygi, ciągnące się bez końca. Nie bardzo umiał sobie z nimi poradzić. Zanim narwał pełną naręcz, upłynęło trochę czasu. Wreszcie wyszedł ze stawu cały mokry i przemarznięty.

- Co mam z nimi zrobić? - spytał.

- Możesz je wyrzucić na śmietnik - powiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku, bo drżał z zimna. Przebrał się w suche ubranie. Ale pod wieczór źle się poczuł. Pojawił się kaszel. W nocy nie mógł spać. Czuł rosnącą gorączkę.

Następnego dnia nie poszedł do pracy. Został w swoim pokoju w łóżku. Tymczasem królewna przyszła znowu do ogrodu, ale nigdzie nie mogła znaleźć królewicza. Spytała o niego ogrodnika:

- Gdzie jest ten nowy twój pomocnik?

- Leży przeziębiony w swoim pokoju - odpowiedział ogrodnik.

- Gdzie to jest?

Ogrodnik zaprowadził ją tam. Zobaczyła go leżącego w łóżku z rozpaloną głową.

- Co to ma znaczyć to wylegiwanie się w łóżku?

- Przeziębiłem się i mam gorączkę.

Zaczęła krzyczeć na niego, że przez byle jakie przeziębienie nie przychodzi do pracy. Nagle ujrzała kwiat stojący w donicy na stole. Miał niezwykle pięknie powycinane liście, które otaczały stulony, duży pąk kwiatu.

- Co to za kwiat? - spytała.

- Przyniosłem go ze swojego domu.

- Ja wszystkie kwiaty znam, ale takiego jeszcze nigdy nie widziałam.

- To jest kwiat, który rozkwita w nocy, ale tylko przy człowieku, który jest dobry.

- Co ty za bzdury opowiadasz! - wykrzyknęła. - Masz chyba wysoką gorączkę.

- Nie. Mówię prawdę. To jest taki cudowny kwiat, który kwitnie tylko przy dobrym człowieku - powtórzył.

- Jeżeli nie masz gorączki, to znaczy, że jesteś głupi, wierząc w takie rzeczy. Takiego kwiatu nigdzie nie ma na świecie.

- Otrzymałem go od pustelnika, który przez parę lat pomagał rodzicom moim w wychowywaniu mnie. Kiedy pustelnik odchodził od nas, przyniósł mi ten kwiat i powiedział:

- To jest taki tajemniczy kwiat, który kwitnie nocą. Ale kwitnie tylko przy człowieku, który jest dobry. Jeżeli wieczorem będziesz przy nim, a on rozkwitnie, to znaczy, że w ciągu ubiegłego dnia byłeś dobry, a jeżeli nie rozkwitnie, to znaczy, że byłeś zły.

Namyślała się, co odpowiedzieć. Po chwili zadecydowała:

- Dobrze. Sama się o tym przekonam. Biorę go.

Nie pytając o pozwolenie porwała kwiat i poszła do pałacu. Zaniosła do swojego pokoju, postawiła na stole. Była bardzo ciekawa, ile w tym prawdy, co ten chłopiec mówił. Nie mogła się doczekać wieczoru. Gdy wreszcie słońce zaszło, zrobiło się ciemno, zapadła noc, królewna usiadła przy kwiecie i patrzyła w jego pąk. Nadeszła północ, zegar powoli wybił dwanaście uderzeń, ale stulony kwiat nawet nie drgnął. I wtedy zrozumiała, że chłopiec zakpił z niej. Ze złości, że dała się oszukać prostemu chłopcu, ze złości, że on, prosty chłopiec, śmiał oszukać ją, królewnę, nie spała całą noc. Skoro świt pobiegła do młodego ogrodnika i zrobiła mu straszną awanturę.

- Jak śmiałeś tak zakpić ze mnie?

- Naprawdę nie miałem takiego zamiaru. To, co powiedziałem, jest prawdą.

- Milcz. Nie chcę cię wcale słuchać. Ale pamiętaj, nie życzę sobie, żebyś tutaj dalej przebywał. Wynoś się stąd i z mojego ogrodu. Nie chcę, żebyś tu pracował.

- Dobrze. Mogę stąd odejść, jak tylko wyzdrowieję, ale pozwól sobie powiedzieć, że wszystko to, co mówiłem, nie jest kpiną. To prawda.

- A czy tobie chociaż raz ten kwiat się otworzył? - spytała.

- Tak - powiedział. - I to niejeden raz.

- A mnie się nie otworzył.

- Dziwisz się?

To ją doprowadziło do pasji. Nie umiała nic na to odpowiedzieć. Wściekła wybiegła z jego mieszkania. Ale gdy tak podenerwowana wracała do pałacu, zrodził się w niej pewien pomysł:

- Dobrze - powiedziała sobie. - Zobaczymy. Dzisiaj będę idealna. Przekonam się, czy on mówi prawdę, czy też jest kłamcą.

I tak się stało. 0d samego rana, gdy tylko wróciła do swojego pokoju, była bardzo dobra dla wszystkich. Najpierw dla dziewcząt, które pomagały jej się zawsze ubierać, potem dla rodziców przy śniadaniu, dla nauczycieli przed południem. W całym pałacu rozeszła się natychmiast wieść, że z królewną coś się stało. Nie krzyczy, nie awanturuje się, nie rzuca talerzami, nie wyzywa, nie wyrzuca za drzwi. Albo jest chora, albo planuje jakąś większą awanturę. Wszyscy czekali w największym napięciu, do czego, dojdzie. Przy obiedzie obsługujący spodziewali się co chwila, że albo wsadzi im wazę z zupą na głowę, albo ściągnie obrus. Ale ona zachowywała się wzorowo. Po południu odrobiła solidnie zadane lekcje. Dla gości, którzy przyszli z wizytą, była bardzo uprzejma, odgadywała ich życzenia, oprowadzała, objaśniała, tłumaczyła, zabawiała, jak umiała najmilej. Tylko nikt nie wiedział ojej sekrecie. A ona z największym napięciem czekała na nadejście wieczoru. Ledwo słońce zaszło, królewna wymknęła się od gości, udała się do swojego pokoju, nie zapalała światła, żeby jej nikt tam nie odnalazł. Usiadła przy kwiecie i patrzyła w oczekiwaniu na jego pąk. W pokoju zrobiło się mroczno, potem ciemno. Nawet się nie spostrzegła, jak zasnęła. Była zmęczona całym dniem. Obudził ją głos zegara, bijącego godzinę dwunastą. Podniosła głowę opartą o ręce i ujrzała, że stulone płatki kwiatu drgnęły, zaczęły się rozchylać i nagle ukazał się przepiękny kwiat, jakiego nigdy w życiu swoim nie widziała. I gdy tak patrzyła w niego zauroczona, posłyszała delikatną, cudowną muzykę. Kwiat śpiewał. Równocześnie z kwiatu poczęła promieniować jakby poświata słoneczna, którą napełnił się cały pokój. Królewnie zdawało się, że umrze ze szczęścia. Serce waliło jej tak mocno, jakby miało rozerwać jej pierś. Była szczęśliwa jak nigdy w życiu. Porwała się z krzesła i poczęła biec przez komnaty, korytarze, schody, aby powiedzieć ogrodnikowi, że to prawda, że kwiat kwitnie, że kwiat jej się otworzył.

Każdy z nas ma taki kwiat w duszy. I ty też. Kwiat twojego sumienia. Jeżeli wieczorem w twojej duszy jest ciemno, smutno i zimno, to znaczy, że twój dzień, który przeszedł, nie był dobry. A jeżeli wieczorem jesteś szczęśliwy, twoja dusza napełniona jest szczęściem, światłem, muzyką, to znaczy, że twój dzień był dobry.

Autor: ks. M. Maliński "Jest taki kwiat"


sobota, 1 grudnia 2012

Dostatek, Miłość i Sukces


Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
- Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
Oni odpowiedzieli:
- Nie ma w domu męża?
- Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.
- W takim razie nie możemy wejść - odpowiedzieli.
Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.
- A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.
Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.
- Nie możemy wejść wszyscy do domu - wyjaśnili staruszkowie.
- Dlaczego? - chciała się dowiedzieć kobieta.
Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:
- On ma na imię "Dostatek".
Następnie wskazał drugiego:
- On ma na imię "Sukces", a ja mam na imię "Miłość". Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.
Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:
- Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!
Jego żona nie zgadzała się i spytała:
- Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?
Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:
- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.
- Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.
Żona wyszła i spytała:
- Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.
Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:
- Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?
Oni odpowiedzieli razem:
- Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.

Tam, gdzie jest Miłość, jest też Dostatek i Sukces.

Autor nie znany