wtorek, 18 grudnia 2012

Wielkość Czasu



Witajcie Kochani.
Dokładnie tak, jak napisałam w Dzienniku Wzniesieniowym w dniu 11. Sierpnia 2012, te ważne dni 10.12.12 do 12.12.12 spędziłam w  miejscu, gdzie ukryty został fioletowy Kryształ Dźwięku – jeden z Atlantydzkich Kryształów Swiątynnych. Chapada Diamantina, Park Krajobrazowy na Bahii w Brazylii.  
Tam zamknęłam moje wielotysięczne posłannictwo w służbie Gaji,  jako strażnik Kryształów Atlantydzkich. 
Jakże piękne spotkanie, po wielu wielu eonach, nareszcie dotarłam do miejsc, które wzbudziły we mnie przepiękne wspomnienia. Rozpoznałam skały, szczeliny, wykute dziuple, małe groty. Czułam całą sobą moc i jednocześnie piękno tego miejsca. 

 



Kryształ spoczywa ukryty na dnie Błękitnego Jeziora w Grocie Poco Azul. Kryształowa woda zezwalała na doskonałą widoczność dna i skalnych ścian, mimo 21 metrów głębokości. Pływając z maską do nurkowania, widziałam w jednym miejscu wychodzące od dna tęczowe promienie światła. Piękno tego miejsca było wyjątkowe, nic nie może oddać wrażenia pływania w tak krystalicznej wodzie, która od setek, tysięcy lat sama się oczyszcza, której nie szkodzą codzienne kąpiele dziesiątek turystów. Kryształowa woda, piękne tęczowe promieniowanie od dna, moja rozmowa z Duszą Atlantydy – potwierdziły, że właśnie w tym miejscu spoczął Swiątynny Kryształ Dźwięku. Popłynęły kolejne łzy radości i wdzięczności za tak cudowne doznania.
  
 
12.12.12 Medytacje z kryształami w skałach Chapada Diamantina, przy cudownych dźwiękach wodospadów, w nastroju radości i świadomości dokonywania się wielkich dzieł wszechczasów. Świadomość zamknięcia się krystalicznej sieci, świadomość dnia porodu Gaji. Co przyniesie nam dzisiejszy dzień?
Wieczorna medytacja i spotkanie z Gają. Widzę naszą planetę nieoświetloną, ale jedna z jej części wydostaje się, wyodrębnia się z niej i w pełnym blasku złocistych promieni prześwieca na znak nowej Ery. Wokół Ziemi zebrały się miliony kosmicznych statków, tworząc rodzaj pierścienia, rodzaj tunelu, w który wejdzie nowo narodzona Planeta. Czuję ogromną doniosłość tego momentu. Nie pytam Gaji o nic, rozumiejąc sytuację. Słyszę jednak jej głos. Mówi mi, że my Ziemianie odbieramy ten moment w zupełnie innym wymiarze. To dla nas będzie dłuższy proces, dla wysłańców Galaktyki jest to zaledwie moment ceremonii. Była szczęśliwa, że wszyscy przybyli. Poród naszej wzniesieniowej Planety nastąpił. Chciałam jej za wszystko podziękować, ale powiedziała mi, że będzie na to jeszcze czas, a teraz prosi nas o dalsze wsparcie. 

13.12.12 Powrót z Chapada Diamantina na Fazendę. Wieczór spędzamy oglądając panoramiczne niebo. Wszyscy czujemy doniosłość tego momentu. Panuje niesamowita dynamika. Na całej południowej półkuli widoczne są spadające gwiazdy, meteoryty, astroidy, kosmiczne pojazdy, Ufos. Wraz z 9 gośćmi obserwuję to przewspaniałe, wielogodzinne widowisko.  Mam wrażenie, że tymi fajerwerkami kończy się kosmiczna cermonia wokół Gaji, że pojazdy ją opuszczają i wracają na swoje stałe pozycje. 

14.12.12 Nad Atlantykiem wchodzę w ponowny kontakt z Gają. Proces porodu został zakończony. Ale tylko dla Galaktyki. Na Ziemi musimy jeszcze odrobić nasze lekcje... Podczas medytacji  znalazłam się w nowym, nieznanym mi krajobrazie, przepięknej planecie, o niezwykłych kształtach budowli i nieznanym mi wcześniej systemie infrastruktury. Sama unosiłam się nad powierzchnią, mijali mnie inni podróżnicy, pojazdy, nie było oddziaływania siły grawitacji. Tylko dzieci bawiły się na ziemi, jeżdżąc na wrotkach po specjalnych torach zasilanych  magnetyzmem. Polubiłam tą złocisto-tęczową planetę.

Po powrocie zapragnęłam całą mocą przywołać to piękno na naszą starą Ziemię. Dać jej chociażby rąbek tej szczęśliwości. Może zrobimy to wspólnie?  W tym samym momencie znalazłam pięknie pasującą afirmację Fioletowego Płomienia:

Całą mocą prosto z serca przywołuję Niebo do Ziemi.
Niech Niebo ucałuje stęsknioną Ziemię.
Niech Ziemia przyjmie spragnione Niebo.
Niech wieczni kochankowie,
Tak długo rozdzieleni,
Połączą się trwale i mocno.


Jest to mój ostatni post w tym roku. Dziękuję Wam kochani za wspólnie spędzony czas, za Waszą uwagę, serdeczność i serce. Niech Miłość, Swiatło i Moc zawsze będą z Wami. Kocham Was.   

piątek, 7 grudnia 2012

Szczęśliwej drogi, kochani podróżnicy



Gdy mkniecie swą Ścieżką Wzniesienia, jej energie nieustannie was unoszą. Pozwalacie sobie płynąć po tych wciąż przybierających falach energii, która przysługuje wam z urodzenia i która jest waszym wybawieniem od niższych gęstości.
Wasza prawdziwa esencja jest przed wami. Codziennie jesteście w niej coraz bardziej ugruntowani, i dziękujecie jej za to waszą niewzruszoną Miłością i wytrwałością. 
Pozwólcie sobie na przyjmowanie, kochani; przyjmujcie wciąż narastające energie, które są wam dostarczane, i dostarczane są wam z miłością przez Wyższe Wymiary - wymiary, do których się przyzwyczajacie jako do swego nowego domu. My witamy was. I oczekujemy was. Teraz nic już nie stoi wam na drodze.
Radujcie się, gdyż jest to bardzo blisko; jest to namacalne; jest nieuniknione i macie w tym żyć i cieszyć się tym, kochani. Radujcie się, gdyż nic nie może powstrzymać waszych Ciał Świetlnych od tego, by być w pełni pochłoniętymi przez Światło i Miłość w jej najczystszej formie, jeśli tylko na to pozwolicie. Gdyż czas na to nadszedł. 
Rozłóżcie swe ramiona i otwórzcie serca, i przyjmijcie to z pełnym oddaniem, kochani.
Radujcie się, gdyż Miłość i Radość i Obfitość pojawiają się w waszych zręcznych dłoniach i zaczynają wirować jak jedwab na wrzecionie. Nikt nie może was teraz powstrzymać. Zacznijcie wybierać kolory waszej tkaniny Życia i waszych nowych dzieł, które z miłością stwarzane są i kształtowane przez wasze wprawne dłonie i serca.
Stańcie się znów jak dzieci - dzieci, którym pokazano właśnie wielkie ilości plasteliny wszelkich kolorów i rodzajów, i zacznijcie z czystą radością lepić i formować wszystko, co tylko zechcecie stworzyć. Dajcie upust swym wizjom i patrzcie, co stworzycie.
Jesteście mistrzami w tym współstwarzaniu i zaczynacie przypominać sobie jak to robić z taką łatwością. Użyjcie swych marzeń jako modelu i zacznijcie na ich wzór rzeźbić wszystko, czego tylko pragniecie. Nic nie jest niemożliwe, nic nie jest niewłaściwe. Ponieważ teraz stwarzacie wszystko z Miłości, wszystko co stwarzacie jest piękne i radosne i cenne dla wszystkich, którzy tego doświadczają.
Tego właśnie będziecie doznawać w Wyższych Wymiarach, a każde z was będzie tworzyć biorąc za wzór marzenia swego serca i wizje tego, co jest pełne równowagi i piękne i funkcjonalne, i czym wszyscy mogą się radować. Każde z was ma swój własny podpis energetyczny i dźwięk, zatem w rezultacie waszego stwarzania powstanie symfonia przepięknej muzyki i kolorów, która przyniesie głęboką satysfakcję i Spokój dobrze wykonanego dzieła, którym wszyscy mogą się cieszyć i doświadczać go bez ograniczeń i obwarowań.
Wy, moi drodzy przyjaciele, jesteście wybranymi; wy budziliście i gromadziliście Światło, doprowadzając do jego obecnego wzmocnienia, a gdy nadejdzie kolejna fala Światła i Miłości, po prostu macie na niej popłynąć, wirować wewnątrz niej, ogarnąć ją, przyjąć ją, objąć ją, i potem wypuścić ją ku innym.
Zaczynacie doznawać tego, jak będzie wyglądać wasze życie w wyższych wymiarach, kiedy przemiana stanie się bardziej oczywista i odczuwalna. Teraz staje się to waszą normą. Wchodzicie coraz wyżej i aklimatyzujecie do tej nowej wysokości na waszej drodze ku Wzniesieniu. 
Pozwólcie sobie w stopniowy sposób doświadczać tych nowych energii, gdy one nadchodzą, a równocześnie zwracać uwagę na potrzeby waszego ciała fizycznego, zawsze uziemiając się i zawsze przyjmując tyle światła, ile tylko możecie utrzymać, w takich dawkach, jakie są dla was przyjemne. Zobaczycie, że wasza zdolność przyswajania Światła wzrasta w miarę upływu dni, i będziecie tak pochłonięci przez to Światło i Miłość, że poczujecie się przemienieni.
Zwracajcie uwagę na swe myśli. Zwracajcie uwagę na swoje uczucia. Niech w was bulgocą aż do momentu, kiedy zostaną przykryte Miłością i przeobrażone w czystą esencję Miłości.
Będziecie zdumieni swymi doświadczeniami, kiedy zezwolicie sobie na poddanie się energiom napływającym do waszych Ciał Świetlistych i waszych Serc. Będzie to wyglądać jak "rozmiar uniwersalny", kiedy zwiększycie swą zdolność unoszenia się w Świetle, bycia w nim i obejmowania go.
Trzymajcie się swych serc i zacznijcie zapominać o wszelkich negatywnych pozostałościach tego, co kiedyś było częścią waszego świata. Stańcie się jak nowo-narodzone dzieci, gotowe tylu rzeczy doświadczać, poznawać je i cieszyć się nimi; niech wasza ciekawość i wasza niewinność będą teraz waszymi przewodnikami. Uczycie się puszczać to co stare i niech tak się dzieje, z całkowitym zaufaniem, że wasze potrzeby zostaną spełnione. Tak, jak nowo-narodzone dziecko wie o tym i ufa, niech będzie to i waszą wiedzą.
Zredukujcie się do swej Boskiej esencji w swym rdzeniu i z tego miejsca odbudujcie się na nowo, pozbywając się wszelkich zanieczyszczeń i negatywności, które pochodzą z waszej starej ścieżki życia.
Śmiało wyruszcie teraz na nową wyprawę, kochani, gdyż czeka was cudowna podróż. Osiągnęliście teraz właściwą perspektywę i jasno widzicie, na co czekaliście przez eony. Niech obdarzy was ona Pokojem - To jest wasze nowe życie, zakochajcie się w nim. Zanurzcie się w delikatnym deszczu Energii Miłości, która na was spływa, i płyńcie wśród jej miękkich fal, gdy wyłania się spośród nich wasza nowa droga Istnienia, moi kochani.

Wasz kochający brat, Jeszua.

Przekazała Fran Zepeda, 28 listopada 2012
http://www.franheal.wordpress.com (Blog)
http://www.franhealing.com/Current-Channelled-Message.html (Website)
Przetłumaczyła wika   



czwartek, 6 grudnia 2012

Mikołajkowa historyjka



Była sobie istota, która była w sobie tak zadufana, że nie obchodziło ją otoczenie ani reszta świata. Posiadała potężną moc, którą skrzętnie przed innymi ukrywała.
Codziennie przed zaśnięciem a także rankiem otwierała maleńki flakonik, wdychała wydzielającą się z niego eteryczną woń, po czym szybko go zamykala i skrzętnie chowała. Ten rytuał powtarzała przez wiele lat. Jej skarbem był ELIKSIR MIŁOSCI. Odebrany brutalnie światu, ukryty był przez wiele tysiącleci przed innymi istotami, które po prostu o jego istnieniu nic nie wiedziały. Na świecie panowała szarość i znieczulica.

Jednak pewnego wieczoru istota po powąchaniu eliksiru wpadła w tak duży samozachwyt i ekstazę miłości, że nie domknęła szczelnie flakonika przed jego ukryciem.
I wtedy zaczęły się z niego wydobywać eteryczne cząsteczki, rozprzestrzeniając się szybko po okolicy, a potem, płynąc dalej eterem, objęły całą kulę ziemską.

Ukołysani nocną wizytą eterycznych cząsteczek Miłości, istoty ziemskie zaczęły się nagle przebudzać w nowej rzeczywistości.
Dostrzegly barwy otaczajacej ich natury, otaczajacego ich swiata. Na twarzy pojawil sie nieznany dotad grymas, zwany usmiechem... Nagle istoty zaczely sie sobie przygladac, wyrazajac zachwyt. Pojawily sie mile slowa i gesty. Wrocila prawiedza, pozwalajaca im nucic melodie, ukladac do niej teksty, spiewac nowo powstale piosenki, tanczyc, bawic sie, przytulac, kochac....

Z tych wszystkich reakcji na calej kuli ziemskiej, powstaly nowe energie, zwane Kwantylami. Kwantyle Milosci staly sie tak silne, ze potrafily materializowac mysli i ksztaltowac miliony prezencikow dla wszystkich istot, ktore wdychajac eliksir Milosci, tworzyly przy tym piekne altruistyczne mysli....

Te kochane istoty otrzymywaly i otrzymuja do dzisiaj na Mikolaja, 6 grudnia, prezenciki od Kwantyli Milosci.

Takze i na was, moi kochani, czekaja dzisiaj te przepiekne prezenty. Zycze Wam obfitego obdarowania.
Autor: Mira
  

wtorek, 4 grudnia 2012

Kwiat transformacji


Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, za siedmioma lasami żyła królewna, jedyna następczyni tronu, która była taka zła jak piękna. A była bardzo piękna. Nie było dnia, żeby komuś jakiejś krzywdy nie wyrządziła. Była nieznośna dla swojego otoczenia, nieposłuszna wobec swoich rodziców, dokuczała ludziom pracującym w pałacu. Od samego rana, od przebudzenia się dokuczała dziewczętom pokojowym, które pomagały jej ubierać się. Przy śniadaniu grymasiła, nie chciała jeść, przeciągała posiłek w nieskończoność. Była arogancka dla nauczycieli, którzy przychodzili, by ją uczyć. Przy obiedzie dochodziło często do awantur. Potrafiła rzucać talerzami, wywrócić wazę z zupą, wytrącić usługującym tacę z posiłkiem a nawet ściągnąć obrus ze stołu, wraz z zastawą. Po południu nie chciało się jej odrabiać lekcji. Wobec gości, którzy przychodzili z wizytą do jej rodziców, zachowywała się nieuprzejmie, czasem wręcz bezczelnie. Nie miała żadnych przyjaciół. Wszyscy bali się jej złości. Jedno co naprawdę kochała, to były kwiaty. Godzinami potrafiła siedzieć w ogrodzie, doglądała robotników pracujących tam, pielęgnowała kwiaty, własnymi rękoma plewiła grządki i przycinała gałązki, okopywała. Niektórzy mówili, że nawet rozmawia z kwiatami.

Razu pewnego przyjechał w odwiedziny król z sąsiedniego królestwa wraz z małżonką i swoim synem. Królewna, aby dokuczyć rodzicom, zapowiedziała, że nie przyjdzie na przyjęcie i faktycznie nie przyszła. Niespodziewanie tylko wpadła na moment do sali, gdzie ucztowano. Wszyscy zamarli ze strachu. Zrobiła się cisza. Nawet orkiestra przestała grać. Ale na szczęście nie doszło do żadnej awantury. Bez jednego słowa przeszła przez salę i znikła. Wszyscy odetchnęli z ulgą. Wtedy właśnie królewicz zobaczył ją i od pierwszego wejrzenia zakochał się w niej. Po powrocie do domu oświadczył swoim rodzicom:

- Chcę królewnę pojąć za żonę.

- Po pierwsze nie wiadomo, czy ona zechce, żebyś ty był jej mężem. A po drugie, czy ty wiesz, jaka ona jest?

I wtedy opowiedzieli mu całą prawdę o niej.

Królewicz bardzo się zmartwił tym wszystkim, co usłyszał. Myślał, jak pomóc królewnie. Po jakimś czasie przyszedł do rodziców i oświadczył:

- Chciałbym pojechać do pałacu królewny.

Popatrzyli na niego nic nie rozumiejąc. Po chwili spytał ojciec:

- Możesz nam powiedzieć, po co?

- Chcę, by się zmieniła. Spróbuję jej w tym pomóc.

- Jak to sobie wyobrażasz?

- Dokładnie jeszcze nie wiem, jak to zrobię, ale spróbuję. Przedstawił im swój plan:

- Pojadę tam w przebraniu i zgłoszę się do pracy jako ogrodnik, bo ona podobno często przebywa w ogrodzie. To wszystko. Co dalej, nie wiem. Okaże się na miejscu. Może życie podsunie inne rozwiązanie.

Rodzice z ciężkim sercem zgodzili się na jego propozycję, ale nie wierzyli, żeby ta wyprawa mogła zakończyć się powodzeniem.

Królewicz, tak jak to wszystko przedstawił rodzicom, tak i wykonał. Przebrał się w ubogie szaty robotnika i udał się w daleką drogę. Wśród rzeczy, które wziął ze sobą, był jego ukochany kwiat. Nie rozstawał się z nim nigdy. I w tej drodze, choć nie było mu to wygodne, chciał mieć go przy sobie.

Gdy przybył do pałacu królewny, przyszedł do ogrodu. Ogród był wielki, bogaty w drzewa, krzewy, warzywa, kwiaty, położony w pagórkowatym terenie, obejmował sadzawki, stawy, rzekę. Królewicz odnalazł ogrodnika i zwrócił się do niego z prośbą, aby ten przyjął go do pomocy. Ogrodnik był stary i nieżyczliwy. Popatrzył na królewicza krytycznie, wysłuchał prośby, mruknął:

- My nie potrzebujemy nowych pomocników. Mamy dość swoich.

Królewicz nie ustępował. Powiedział:

- Faktycznie niewiele umiem, ale chcę się nauczyć tego rzemiosła. Dlatego nie chcę żadnego wynagrodzenia. Jeżeli mi tylko dasz kąt do mieszkania i jedzenie, to mi wystarczy.

Ogrodnik obrzucił go niechętnym wzrokiem, ale w końcu przystał na prośbę.

- No to dobrze - powiedział z ociąganiem się - ale wiedz o tym, że praca tutaj jest bardzo ciężka.

Przeznaczył mu na mieszkanie stary składzik i królewicz rozpoczął pracę w ogrodzie.

Płynęły dni. Królewna przychodziła codziennie do ogrodu. Widział ją czasem. Jej jasna sukienka pojawiała się w dali na tle ciemnej zieleni, by znowu zniknąć. Bywało, że widział ją dłuższą chwilę, ale zawsze z daleka. Zaledwie parę razy zdarzyło się, że była tak blisko, iż słyszał jej głos. Ale wciąż nie spotkał się z nią.

Aż po jakimś czasie, gdy razu pewnego pracował zgięty, plewiąc grzędę, usłyszał nagle tuż nad swoją glowąjej glos. W pierwszej chwili myślał, że ona coś do niego mówi, tymczasem królewna poprawiając rosnący kwiat, zaczęła do niego przemawiać i to najpiękniejszymi słowami, jakie kiedykolwiek słyszał królewicz. Nagle przerwała. Poczuł, że go ujrzała. Z gniewem wykrzyknęła:

- Ktoś ty za jeden? Co ty tu robisz? Podniósł się. Pokłonił. Bał się, czy go nie rozpozna, ale nie doszło do tego. Odpowiedział więc spokojnie na postawione pytanie:

- Jestem pomocnikiem ogrodnika.

- Nie znam cię. Jeszcze cię nigdy tutaj nie widziałam.

- Pracuję od niedawna - wyjaśnił.

Widział, jak była wściekła. Najwyraźniej dlatego, że ją słyszał rozmawiającą z kwiatami. Nagle rzuciła wzrokiem na kępę opodal rosnących pokrzyw:

- Zerwij mi je - rozkazała.

- Zaraz przyniosę rękawice i nożyce - powiedział i skierował się w stronę swojego mieszkania.

- Nie potrzeba ci rękawic - odparła szorstko. - Zrywaj natychmiast, gołymi rękami. Królewicz zawahał się. Ale to trwało tylko moment. Podszedł do kępy pokrzyw i zaczął je zrywać. Pokrzywy były wyrośnięte, o twardych łodygach. Ręce paliły go, jakby je wsadził do wrzącej wody. Ale rwał uparcie. Gdy narwał całą naręcz pokrzyw, spytał:

- Wystarczy?

- Wystarczy.

- Co mam z nimi zrobić?

- Możesz je wyrzucić - odpowiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku i długo moczył dłonie w zimnej wodzie, żeby przynieść sobie ulgę. Ale na niewiele to się przydało. W nocy prawie nie spał.

Na drugi dzień królewna przyszła znowu. Tym razem ona go szukała.

Znalazła, gdy był zajęty przy plewieniu swojej grządki. Kazała mu pokazać ręce. Wciąż jeszcze były całe w bąblach.

- Pieką cię?

- Trochę.

- To żeby cię tak nie piekły - powiedziała złośliwie - idź i narwij mi lilii wodnych.

- Dobrze, tylko przyprowadzę łódź i zaraz wrócę.

- Nie potrzeba łódki. Wejdź do stawu.

Był chłodny i pochmurny dzień. Woda była zimna. Lilie miały silne łodygi, ciągnące się bez końca. Nie bardzo umiał sobie z nimi poradzić. Zanim narwał pełną naręcz, upłynęło trochę czasu. Wreszcie wyszedł ze stawu cały mokry i przemarznięty.

- Co mam z nimi zrobić? - spytał.

- Możesz je wyrzucić na śmietnik - powiedziała i odeszła. Pobiegł do swojego domku, bo drżał z zimna. Przebrał się w suche ubranie. Ale pod wieczór źle się poczuł. Pojawił się kaszel. W nocy nie mógł spać. Czuł rosnącą gorączkę.

Następnego dnia nie poszedł do pracy. Został w swoim pokoju w łóżku. Tymczasem królewna przyszła znowu do ogrodu, ale nigdzie nie mogła znaleźć królewicza. Spytała o niego ogrodnika:

- Gdzie jest ten nowy twój pomocnik?

- Leży przeziębiony w swoim pokoju - odpowiedział ogrodnik.

- Gdzie to jest?

Ogrodnik zaprowadził ją tam. Zobaczyła go leżącego w łóżku z rozpaloną głową.

- Co to ma znaczyć to wylegiwanie się w łóżku?

- Przeziębiłem się i mam gorączkę.

Zaczęła krzyczeć na niego, że przez byle jakie przeziębienie nie przychodzi do pracy. Nagle ujrzała kwiat stojący w donicy na stole. Miał niezwykle pięknie powycinane liście, które otaczały stulony, duży pąk kwiatu.

- Co to za kwiat? - spytała.

- Przyniosłem go ze swojego domu.

- Ja wszystkie kwiaty znam, ale takiego jeszcze nigdy nie widziałam.

- To jest kwiat, który rozkwita w nocy, ale tylko przy człowieku, który jest dobry.

- Co ty za bzdury opowiadasz! - wykrzyknęła. - Masz chyba wysoką gorączkę.

- Nie. Mówię prawdę. To jest taki cudowny kwiat, który kwitnie tylko przy dobrym człowieku - powtórzył.

- Jeżeli nie masz gorączki, to znaczy, że jesteś głupi, wierząc w takie rzeczy. Takiego kwiatu nigdzie nie ma na świecie.

- Otrzymałem go od pustelnika, który przez parę lat pomagał rodzicom moim w wychowywaniu mnie. Kiedy pustelnik odchodził od nas, przyniósł mi ten kwiat i powiedział:

- To jest taki tajemniczy kwiat, który kwitnie nocą. Ale kwitnie tylko przy człowieku, który jest dobry. Jeżeli wieczorem będziesz przy nim, a on rozkwitnie, to znaczy, że w ciągu ubiegłego dnia byłeś dobry, a jeżeli nie rozkwitnie, to znaczy, że byłeś zły.

Namyślała się, co odpowiedzieć. Po chwili zadecydowała:

- Dobrze. Sama się o tym przekonam. Biorę go.

Nie pytając o pozwolenie porwała kwiat i poszła do pałacu. Zaniosła do swojego pokoju, postawiła na stole. Była bardzo ciekawa, ile w tym prawdy, co ten chłopiec mówił. Nie mogła się doczekać wieczoru. Gdy wreszcie słońce zaszło, zrobiło się ciemno, zapadła noc, królewna usiadła przy kwiecie i patrzyła w jego pąk. Nadeszła północ, zegar powoli wybił dwanaście uderzeń, ale stulony kwiat nawet nie drgnął. I wtedy zrozumiała, że chłopiec zakpił z niej. Ze złości, że dała się oszukać prostemu chłopcu, ze złości, że on, prosty chłopiec, śmiał oszukać ją, królewnę, nie spała całą noc. Skoro świt pobiegła do młodego ogrodnika i zrobiła mu straszną awanturę.

- Jak śmiałeś tak zakpić ze mnie?

- Naprawdę nie miałem takiego zamiaru. To, co powiedziałem, jest prawdą.

- Milcz. Nie chcę cię wcale słuchać. Ale pamiętaj, nie życzę sobie, żebyś tutaj dalej przebywał. Wynoś się stąd i z mojego ogrodu. Nie chcę, żebyś tu pracował.

- Dobrze. Mogę stąd odejść, jak tylko wyzdrowieję, ale pozwól sobie powiedzieć, że wszystko to, co mówiłem, nie jest kpiną. To prawda.

- A czy tobie chociaż raz ten kwiat się otworzył? - spytała.

- Tak - powiedział. - I to niejeden raz.

- A mnie się nie otworzył.

- Dziwisz się?

To ją doprowadziło do pasji. Nie umiała nic na to odpowiedzieć. Wściekła wybiegła z jego mieszkania. Ale gdy tak podenerwowana wracała do pałacu, zrodził się w niej pewien pomysł:

- Dobrze - powiedziała sobie. - Zobaczymy. Dzisiaj będę idealna. Przekonam się, czy on mówi prawdę, czy też jest kłamcą.

I tak się stało. 0d samego rana, gdy tylko wróciła do swojego pokoju, była bardzo dobra dla wszystkich. Najpierw dla dziewcząt, które pomagały jej się zawsze ubierać, potem dla rodziców przy śniadaniu, dla nauczycieli przed południem. W całym pałacu rozeszła się natychmiast wieść, że z królewną coś się stało. Nie krzyczy, nie awanturuje się, nie rzuca talerzami, nie wyzywa, nie wyrzuca za drzwi. Albo jest chora, albo planuje jakąś większą awanturę. Wszyscy czekali w największym napięciu, do czego, dojdzie. Przy obiedzie obsługujący spodziewali się co chwila, że albo wsadzi im wazę z zupą na głowę, albo ściągnie obrus. Ale ona zachowywała się wzorowo. Po południu odrobiła solidnie zadane lekcje. Dla gości, którzy przyszli z wizytą, była bardzo uprzejma, odgadywała ich życzenia, oprowadzała, objaśniała, tłumaczyła, zabawiała, jak umiała najmilej. Tylko nikt nie wiedział ojej sekrecie. A ona z największym napięciem czekała na nadejście wieczoru. Ledwo słońce zaszło, królewna wymknęła się od gości, udała się do swojego pokoju, nie zapalała światła, żeby jej nikt tam nie odnalazł. Usiadła przy kwiecie i patrzyła w oczekiwaniu na jego pąk. W pokoju zrobiło się mroczno, potem ciemno. Nawet się nie spostrzegła, jak zasnęła. Była zmęczona całym dniem. Obudził ją głos zegara, bijącego godzinę dwunastą. Podniosła głowę opartą o ręce i ujrzała, że stulone płatki kwiatu drgnęły, zaczęły się rozchylać i nagle ukazał się przepiękny kwiat, jakiego nigdy w życiu swoim nie widziała. I gdy tak patrzyła w niego zauroczona, posłyszała delikatną, cudowną muzykę. Kwiat śpiewał. Równocześnie z kwiatu poczęła promieniować jakby poświata słoneczna, którą napełnił się cały pokój. Królewnie zdawało się, że umrze ze szczęścia. Serce waliło jej tak mocno, jakby miało rozerwać jej pierś. Była szczęśliwa jak nigdy w życiu. Porwała się z krzesła i poczęła biec przez komnaty, korytarze, schody, aby powiedzieć ogrodnikowi, że to prawda, że kwiat kwitnie, że kwiat jej się otworzył.

Każdy z nas ma taki kwiat w duszy. I ty też. Kwiat twojego sumienia. Jeżeli wieczorem w twojej duszy jest ciemno, smutno i zimno, to znaczy, że twój dzień, który przeszedł, nie był dobry. A jeżeli wieczorem jesteś szczęśliwy, twoja dusza napełniona jest szczęściem, światłem, muzyką, to znaczy, że twój dzień był dobry.

Autor: ks. M. Maliński "Jest taki kwiat"


sobota, 1 grudnia 2012

Dostatek, Miłość i Sukces


Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.
Ona nie znała ich, więc powiedziała:
- Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.
Oni odpowiedzieli:
- Nie ma w domu męża?
- Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.
- W takim razie nie możemy wejść - odpowiedzieli.
Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.
- A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.
Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.
- Nie możemy wejść wszyscy do domu - wyjaśnili staruszkowie.
- Dlaczego? - chciała się dowiedzieć kobieta.
Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:
- On ma na imię "Dostatek".
Następnie wskazał drugiego:
- On ma na imię "Sukces", a ja mam na imię "Miłość". Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.
Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:
- Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!
Jego żona nie zgadzała się i spytała:
- Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?
Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:
- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.
- Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.
Żona wyszła i spytała:
- Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.
Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:
- Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?
Oni odpowiedzieli razem:
- Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.

Tam, gdzie jest Miłość, jest też Dostatek i Sukces.

Autor nie znany

piątek, 30 listopada 2012

Wewnętrzne piękno


Gdy w pewien słoneczny ranek szłyśmy wraz z moją dwuletnią córeczką Lisą w stronę domu, podeszły do nas dwie starsze panie.
- Czy wiesz, że jesteś piękną małą dziewczynką? -powiedziała jedna z nich, uśmiechając się do Lisy. Moja córka westchnęła i oparła rączkę na biodrze.
- Tak, wiem - odpowiedziała znudzonym głosem.

Przeprosiłam obie panie, zawstydzona trochę próżnością Lisy, i poszłyśmy dalej. Całą drogę zastanawiałam się, jak powinnam była zachować się w tej sytuacji.
-Liso - powiedziałam łagodnie, gdy dotarłyśmy do domu. - Te dwie starsze panie mówiły o pięknie, które masz w sobie. To prawda, że masz ładniutką buzię, bo taką stworzył cię Bóg.
Ale każdy musi być piękny również w środku.

Lisa spojrzała na mnie, nic nie rozumiejąc, więc mówiłam dalej.
- Czy chcesz wiedzieć, na czym to polega? Skinęła poważnie głową.
- Dobrze. Tylko od ciebie, skarbie, zależy, czy będziesz piękna wewnętrznie.
Do ciebie należy wybór, czy będziesz dobra dla rodziców, brata i dzieci, z którymi się bawisz.
Musisz troszczyć się o innych ludzi, kochanie. Musisz dzielić się zabawkami ze swoimi koleżankami.
Musisz pomagać temu, komu jest źle, kto ma kłopoty albo potrzebuje przyjaciela. Gdy robisz te wszystkie rzeczy, jesteś piękna wewnętrznie.
Rozumiesz, o czym mówię?
-Tak, mamusiu. Przepraszam, ale nie wiedziałam o tym.

Trzymając ją w ramionach, powiedziałam, że ją kocham i żeby nigdy nie zapomniała o tym, co przed chwila usłyszała. Nigdy więcej nie rozmawiałyśmy już na ten temat.

Prawie dwa lata później przeprowadziliśmy się na wieś i zapisaliśmy Lisę do przedszkola. W jej grupie była dziewczynka, której mama umarła.
Ojciec Jeanny ożenił się po raz drugi z ciepłą i spontaniczną kobietą. Od razu można było zauważyć, że między nią a Jeanna panują wspaniałe, pełne miłości stosunki.

Pewnego dnia Lisa zapytała, czy Jeanna może przyjść do niej po południu. Umówiłam się więc z jej macochą, że następnego dnia zabiorę obie dziewczynki do domu.

Gdy nazajutrz wyjeżdżałyśmy z parkingu, Jeanna zapytała, czy może pójść odwiedzić swoją mamę.

Wiedziałam, że jej macocha pracuje, więc odpowiedziałam wesoło:
- Oczywiście, ale czy jesteś pewna, że chcesz tam iść?

Jeanna skinęła głową, że chce, więc ruszyłam, a ona wskazywała mi drogę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jedziemy na cmentarz.

Pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, to awantura, którą zrobią mi rodzice Jeanny, gdy dowiedzą się, co zaszło.
Wiedziałam, jednak, jak ważne jest dla niej to, by odwiedzić grób matki; potrzebowała tego i wierzyła, że ją tam zabiorę. Moja odmowa świadczyłaby o tym, że robi coś złego.
- Jeanna, czy wiesz, gdzie jest grób twojej mamy? -zapytałam cicho.
-Wiem, gdzie jest to miejsce - odparła.

Zaparkowałam tam, gdzie mi wskazała, a potem zaczęłyśmy rozglądać się dookoła. W końcu dostrzegłam tabliczkę z nazwiskiem matki Jeanny.

Dwie małe dziewczyki usiadły obok siebie po jednej stronie grobu, a ja przycupnęłam po drugiej.
Potem Jeanna zaczęła opowiadać, jak było w jej domu, zanim mama umarła, i o tym, co zdarzyło się w dzień jej śmierci. Jeanna mówiła, a Lisa z twarzą mokrą od łez obejmowała ją czule i głaskała.
- Och, Jeanna - mówiła co chwilę. - Tak mi przykro. Tak mi przykro, że twoja mama umarła. W końcu Jeanna spojrzała na mnie i powiedziała:
-Wie pani, ciągle kocham moją mamę i nową mamę też kocham.

Głęboko w sercu poczułam, że to właśnie jest powód, dla którego tutaj przyszłyśmy.
-Wiesz, Jeanna - powiedziałam, uśmiechając się uspokajająco. - Tak właśnie jest z miłością.
Nie musisz zabierać jej jednej osobie, by dać ją następnej.
Jest jej wokół zawsze tak dużo, że można się nią dzielić.
Miłość jest jak ogromna gumowa taśma, która rozciąga się, opasując wszystkich ludzi, których kochasz. To wspaniałe, że kochasz obie mamusie. Jestem pewna, że twoja prawdziwa mama cieszy się, że masz drugą mamę, która cię kocha i troszczy się o ciebie i twoje siostry.

Jeanna uśmiechnęła się, najwyraźniej zadowolona z tego, co usłyszała.
Siedziałyśmy jeszcze przez chwilę w milczeniu, a potem pojechałyśmy do domu.
Dziewczynki bawiły się wesoło, dopóki po Jeannę nie przyjechała jej macocha.

Opowiedziałam jej krótko o tym, co zdarzyło się po południu i dlaczego tak postąpiłam. Ku mojej wielkiej uldze, zrozumiała to i podziękowała mi.

Gdy wyszły, podniosłam Lisę, posadziłam ją na krześle i pocałowałam w policzek.
- Lisa, jestem z ciebie dumna - powiedziałam. - Byłaś dzisiaj dla Jeanny wspaniałą przyjaciółką. Wiem, że twoje zrozumienie i smutek, który razem z nią przeżywałaś, miały dla niej wielkie znaczenie.

Śliczne brązowe oczy spojrzały z powagą w moje własne, a Lisa zapytała:
- Mamusiu, czy byłam piękna wewnętrznie?

Pamela J. deRoy
Tłumaczenie - M.P. Hermanowscy

środa, 28 listopada 2012

Kochajmy ludzi za to, jacy są



Kiedy była małą dziewczynką dziadek zabierał ją nad rzekę. Siadali razem pod wielkim dębem i układali przedziwne historie. Pewnego dnia dziadek opowiedział małej o zdarzeniu, które wydarzyło się dawno temu, kiedy był bardzo młody.
   Miał wtedy około 25 lat, był pełen nadziei i pozytywnych myśli. W tamtym okresie każdego dnia zadawał sobie pytanie czy istnieje człowiek idealny. Uważał, że większość nas dąży do perfekcji, więc komuś powinno się to udać. A jeśli nikt jeszcze tego nie dokonał on będzie tym pierwszym. Legenda głosiła, że kluczem do osiągnięcia doskonałości są cztery kamienie zrodzone z żywiołów. Ogień, woda, ziemia, wiatr. Każdy, kto się z nimi połączy osiągnie to, czego pragnie. Mężczyzna poddał się ciężkim próbom czterech żywiołów i przeszedł je zwycięsko. Kamienie umieścił każde w osobnym woreczku by przypadkiem nie połączyły się bez jego wiedzy i wrócił do domu. Zanim przestąpił próg domu spotkał zalaną łzami żonę. Miała sen. Ten, kto osiągnie doskonałość stanie się częścią natury, a przestanie być człowiekiem, bo właśnie niedoskonałość leży w naturze człowieka i sprawia, że istota ludzka jest taka a nie inna. Żona bardzo go kochała i nie chciała stracić. Pragnęłaby pozostał sobą, w całej swej niedoskonałości. Więc na jej prośbę cztery kamienie spoczęły w drewnianej skrzynce zakopane właśnie pod tym dębem, pod którym tak często przesiadywał wiele lat później ze swoją wnuczką.
   Lata mijały. Dziewczynka dorastała aż stała się młodą kobietą. Była pełna marzeń, jednak nie czerpała radości z życia. Głęboki smutek wypełniał jej serce. Nie uczyła się tak dobrze jak by chcieli tego jej rodzice. Pięknością nigdy nie była i nie zapowiadało się na to, że kiedykolwiek tak się stanie. Zamartwiała się z wielu powodów nieustannie czując, że jej życiu brakuje sensu.
   Kochała swoich rodziców i najbardziej bolało ją to, że ich krzywdzi. Każdego dnia czuła, że ich unieszczęśliwia i że zasłużyli na lepsze dziecko.
   Któregoś dnia przypomniała sobie historię dziadka. Czy była prawdziwa? Tego nie mogła być pewna jednak postanowiła spróbować. Była to jedyna możliwość, aby uwolnić się od cierpienia, jej życie nabrało sensu, znalazła cel - odnaleźć magiczne kamienie. Wiedziała gdzie dziadek je ukrył, więc jeśli naprawdę istniały znajdzie je na pewno.
   Historia była prawdziwa. Były tam, każde w osobnym woreczku ukryte w drewnianej skrzynce. Dziewczyna wyjęła je i położyła przed sobą. Były piękne, każde w innym kolorze, każde w innej poświacie energii. Wzięła je w dłonie i z całej siły zapragnęła się z nimi złączyć. Chciała być idealna nie dla siebie, lecz dla swoich rodziców, nie pamiętała, że doskonałość wiąże się z utratą człowieczeństwa. I stało się. Od tej pory była częścią natury, jej duszą i ciałem, myślą i uczynkiem, radością i cierpieniem.
   Matka dziewczyny odchodziła od zmysłów. Jej kochana córka nie wróciła do domu, nie powiedziała nawet gdzie się wybiera. Co mogło się stać? Postawiono na nogi całą policję. Liczyła się każda poszlaka i ślad.
   Zatroskana kobieta czuła jakby czas zaciskał jej pętle na szyi. Siadała przed domem na huśtawce. Próbowała odszukać w myślach ostatnie wydarzenia. Może zrobiła coś nie tak? Przecież tak bardzo kocha swoją córkę! Wspomnienia krążyły w jej głowie bez celu. I wtedy właśnie poczuła na policzku muśniecie letniego wiatru. Mogłaby przysiąc, że delikatnie ją pocałował. Pomyślała przez chwilę, że jej dziecko jest blisko, tylko ona nie potrafi jej odnaleźć.
   Kolejne dni nie przyniosły żadnych rezultatów. Rodzice zaczynali wierzyć w coraz czarniejsze scenariusze. Czas mijał a oni nie mogli nic zrobić. Dni spędzali w ogrodzie czekając na jakąkolwiek wiadomość. Lubili to miejsce, piękno bijące z niego ochładzało ich myśli, było w nim coś dziwnego, coś doskonałego. Tak, to dobre określenie, bo taka właśnie jest matka natura.
Każdy dzień odbierał rodzicom cząstkę nadziei, nie zostało z niej już wiele. Jeszcze trochę a rozsypie się w pył i nie pozostanie z niej choćby najmniejszy ślad. Mama dziewczynki usiadła w fotelu próbując poukładać poszarpane myśli. Zamknęła oczy i usłyszała śpiew. Był to śpiew tańczącego płomienia świecy, który rozbijał się w tęczę na powierzchni wody w szklance. Ogień i woda - pomyślała - dwie przeciwności a jednak są jednością w tajemniczej naturze.
Wszystko jest nie tak jak trzeba - myślała dziewczyna - Mówię do rodziców, staram się im przekazać jak bardzo ich kocham, ale oni mnie nie rozumieją. To wszystko, dlatego że jestem częścią natury, człowiek nie jest w stanie zrozumieć tego, co idealne, bo niedoskonałość leży w jego naturze. Teraz będę sama, niezrozumiała, chciałam przybliżyć się do tych, których kocham, a oddaliłam się od nich. Ujawniałam się w każdej cząsteczce natury. Całowałam przez wiatr, mówiłam przez ziemię, byłam pierwiastkiem wody, śpiewałam ulubioną pieśń mojej matki płomieniami ognia. Wszystko na marne.

Gdyby dziewczyna wiedziała jak bardzo rodzice kochają ją za to jak jest nigdy w życiu nie szukałaby kamieni. Jednak bardzo chciała ich uszczęśliwić. Czy zrobiła wszystko, co w jej mocy? Myślę, że nie. Wystarczyłoby, że byłaby sobą.

Kochajmy ludzi za to, jacy są, a nie za to, jacy byśmy chcieli żeby byli.
Opowiadanie Younga "Cztery kamienie"

 

piątek, 23 listopada 2012

22.11.2012 - Dzień pełen miłości.



Opiszę dzisiejszy dzień, bo wyróżnił się przeogromną porcją miłości. Adresuję go dla wszystkich, którzy w spokoju i z pełną świadomością uczestniczą w aktualnym procesie przemian. Piękny to czas, jeśli na to zezwolimy, poczujemy falę bezintresownej Miłości, która do nas przypłynęła, która towarzyszy nam wszystkim, jeśli się na nią otworzymy. Fala bezinteresownej Miłości otacza naszą ukochaną Planetę, miejsce, które zostało nam ludziom przydzielone do wykonania życiowych zadań, czerpania doświadczeń, doskonalenia naszych wyższych duchowych korelacji. Czy jest to nasz dom? Oczywiście, że tak! To jest nasz dom w TU i TERAZ. Tu mieszkamy, tu budujemy z pokolenia na pokolnie naszą rodową historię. To nasza Planeta.  Jesteśmy dziećmi Matki – Ziemi, jesteśmy dziećmi TEGO Swiata. Jeśli na tej drodze napotkamy Miłość, która nas ukoi, zadomowi się w nas i pokaże, że żyjemy w cudownym świecie radości, piękna i harmonii, poprawi się także nasze poczucie spokoju i spełnienia. Nie zachłystywanie się tą miłością, lecz jej świadomy odbiór jako BOSKI DAR, dar Zródła jako namiastka naszej Boskości, jako element łączący ludzi w poczuciu przyjaźni, zrozumienia, szacunku i piękna. Każdy człowiek jest piękny. Czasem to piękno, zamieszkujące w jego sercu, trzeba przebudzić. Wiedząc to, udostępniamy naszą Miłość dalej, otwieramy serca, łączymy nasze energie, wchodzimy w wibracje bicia serca Gaji, harmonizujemy nasze otoczenie. Stwarzamy Raj. Dzieje się tak jednak tylko wtedy, kiedy zdecydujemy się żyć w potędze miłości, nadamy jej rangę najwyższego dobra, jakim my ludzie zostaliśmy obdarzeni. Scalając nasze serca, w imię miłości do otaczającego nas świata, natury, roślin, zwierząt, całokształtu.

Mój dzień 22.11.2012 był wyjątkowo piękny. Od wczesnego poranka wszystko działo się jak w zaczarowanym świecie. Będąc pozbawiona wody, której niedomiar odczuwałam już od kilku tygodni, specjalista od źródeł wody, który już kilkakrotnie próbował mi je uaktywnić, mimo wielu innych zleceń, poświęcił mi prawie cały dzień, stosując kilkakrotnie techniczne ingerencje. No i się udało! Pełen basen i zbiornik czyściutkiej wody wywołał  moją potężną radość i wdzięczność.
Dzisiejsza praca ogrodnika przebiegała w harmonii i radosnej atmosferze, w akompaniamencie pięknej lirycznej muzyki, którą wygwizdywał. Za nim wtórowały rozochocone ptaki, dodając całą paletę nowych, pięknych tonów i odgłosów. Niektóre ptaszki towarzyszyły pasącym się nieopodal konikom, polując na końskie muchy. Mój ukochany krzew (na zdjęciu) wysyłał dzisiaj swój cudowny eliksir olejków zapachowych. Robi to niezwykle rzadko, mimo całorocznie kwitnących kwiatów. Ma swoje określone dni, w których wysyła bajecznie pachnące olejki eteryczne. Tak było właśnie dzisiaj. Pełna symbioza roślin, zwierząt, ludzi. Nawet telefoniczne informacje były dzisiaj pełne pozytywnych wiadomości. Nie było chwili zakłócającej ten piękny stan. Grupa moich gości, która zdecydowała się spędzić ten dzień na fazendzie, również dostrzegła jego wyjątkowość. 

Dzień 22.11.2012 – otwarcie kolejngo portalu do Nowej Ery. Ten dzień dał mi po raz kolejny odpowiedź na pytanie, czego oczekuję. Dał mi przedsmak życia w Nowej Fali. Życia w symbiozie i miłości. Niczego więcej nie pragnę. A Wy, kochani?

Życzę wszystkim Czytelnikom otwarcia się na to piękno. Otwarcia się w ciszy i spokoju.

Zmiany, jakie nadeszły i dalej nadchodzą są piękne. To okres Mocy. Wykorzystajmy ją tak, ażeby każdy z nas poczuł się w swoim środowisku szczęśliwy i spełniony.

Moja suwerenna droga do przekazywania Miłości i otwierania serc przyniosła mi w prezencie ten wspaniały dzień.

Błogosławię tą Miłość i dziękuję Bogu, Ojcu-Matce, dziękuję Gaji i całemu wszechświatu za to, że jestem.
Kocham Was, kocham Cię, życie.

wtorek, 13 listopada 2012

Jesteś tym, za kogo się uważasz...


- Kim jestem? - spytał kiedyś starca pewien młodzian.

- Jesteś tym, za kogo się uważasz - odrzekł starzec - wyjaśni ci to taka historyjka...

Zachodziło słońce. Z murów miasta można było zobaczyć na linii horyzontu dwie obejmujące się sylwetki.
"To jakiś tatuś i mamusia" - pomyślała niewinna dziecinka.
"To kochankowie" - pomyślał mężczyzna ze złamanym sercem.
"To dwaj przyjaciele, co spotkali się po wielu latach" - pomyślał człowiek samotny.
"To dwaj kupcy, co dobili targu" - pomyślał skąpiec.
"To ojciec obejmuje syna wracającego z wojny" - pomyślała pewna pani o tkliwej duszy.
"To córka ściska ojca, który wraca z dalekiej podróży" - pomyślał człowiek pogrążony w bólu po śmierci córki.
"To para zakochanych" - pomyślała dziewczyna marząca o miłości.
"To dwaj ludzie walczą do ostatniej kropli krwi" - pomyślał morderca.
"Kto wie, dlaczego się obejmują" - pomyślał człowiek o oschłym sercu.
"Jaki to piękny widok; dwoje obejmujących się ludzi" - pomyślał duchowny.
- W każdej myśli - zakończył starzec - widzisz siebie samego takim, jakim jesteś.

Analizuj często swoje myśli; mogą ci one powiedzieć o wiele więcej o tobie samym niż jakikolwiek nauczyciel.

[Pier D'Aubrigy]

niedziela, 11 listopada 2012

11.11.12 Przekaz dnia



Byłam w trakcie gry na bębnie. Wpadłam w lekki trans. Światy zaczęły się rozdzielać, wokół mnie zapanował klimat nieprzemijalności, wieczności. Myślami przeniosłam się do miejsca gdzie nigdy fizycznie nie byłam, ale tam właśnie dokonywało się scalenie bliskich mi serc. Ach, tak zapragnęłam doznać potęgi tego zjawiska. Chciałam poczuć moc i falę ciepła płynącą z cudownych objęć i przytuleń. Popłynęły mi łzy, zawładnęła mną ogromna tęsknota, poczułam ból rozstania z nigdy w tym wcieleniu nie zrealizowanym fizycznym spotkaniu z ukochanymi istotami. Miłość i energia, jaką wytwarzała grupa, była tym, do czego zatęskniłam.

I właśnie w tej chwoli odezwał się głos mojej WJ. Pochodził od Boga, Matki-Ojca. Był piękny. Mądry i kojący. Otrzymałam następujący przekaz:

Energia, jaką wytwarza grupa jest silna, ma moc. Jest mocą Miłości. Ale nie tego trzeba szukać. Najważniejsze jest to, co w tobie. Posiadasz wszystkie enrgie w sobie i tęsknota, jaką wytworzyłaś myśląc o grupie nie musi się pojawiać w twojej percepcji odczuć.  Ty masz tą miłość w sobie, która cię ukoi, utuli, da uczucie spełnienia. Jesteś boskim elementem, jesteś Bogiem. Nie ma takiej energii, której nie posiadasz. Masz wszystko, by być szczęśliwą. Nie szukaj zatem innego miejsca poza własnym sercem, własną świadomością. Dbaj o własną równowagę i poczucie spełnienia. Jesteś piękną istotą, jesteś mocą, jesteś miłością...

Te słowa uświadomiły mi po raz kolejny, że to, co robimy, myślimy, czujemy, jest zawsze, bez wyjątku, odzwierciedleniem poziomu naszej świadomości.

Cudownie jest być wolnym od dualizmu i żyć w niczym nie zakłóconej chwili w tu i teraz. Mieć świadomość jedności ze Źródłem, świadomość pełnego zjednoczenia z każdą cząsteczką świata.  W błogostanie boskości. Obdarzam radosnym uśmiechm cały świat w poczuciu pełnego zrozumienia przekazu dzisiejszego dnia. W bezintersownej Miłości dla Gaji i świata.

Kocham was, Bracia i Siostry, najdroźsi, zjednoczeni we wspólnej podróży do Źródła. To cudowna droga.

wtorek, 30 października 2012

Serce dla Serca




Czasem spotykamy na naszej drodze Istoty o tak pięknym sercu, że dech zapiera. To, co od nich emanuje, nie jest zwyczajną  energią, lecz rodzajem wyzwania do zwiększania swojej aktywności w zakresie wypowiadania, nazywania tych doznań po imieniu. Poniższy tekst jest moim wczorajszym podziękowaniem za zaprosznie do tańca przepięknych wizualnych ekspresji. 
  

Jesteś kwiatem
Ulotnym i nieprzemijającym zarazem
Jesteś myślą
Pachnącą, o wielu płatkach
Jesteś wiatrem
Porywającym nasionko
Które rozpostarło swoje skrzydła
I poniesione ich szelestem
Dotarło tam, gdzie się rodzi nowy raj.

Twe serce jest tym miejscem.
Otulone  delikatną wrażliwością,
Miłością gra,
Porywając do tańca
Niekończący się zachwyt.
Namalowany dar uśmiechu
Radości wyrażonej nutką
Ona Ci gra do walca.

Tańcz piękna Nimfo,
Tańcz swoje życie
Zatracając się w chwili natchnienia
Wyrażonej potęgą możliwości
W niej zawartych.
Tańcz taniec szczęścia
Przenosząc się do miejsca
Gdzie porywasz nas wszystkich.

Twój raj, Twoje miejsce
To nasz wspólny Dom
To Serce, które dla nas otworzyłaś.
Gdzie kąpiemy się wspólnie
W strumieniach Miłości
Bezinteresownej, czystej,
Dziecięcej i wiecznej.
To Twój Raj.  

poniedziałek, 29 października 2012

Bajka o Uczuciach



Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak:
Dobry Humor, Smutek, Mądrość, Duma; a wszystkich razem łączyła Miłość. Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki i do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu - miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.

Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - prosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąźć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

Na zbutwiałej łódce podpłynął Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - prosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam, odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.

Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...

Nagle Miłość usłyszała:

- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec. Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.

Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?
- To był Czas. - Odparła Wiedza.

- Czas? - zdziwiła się Miłość. Dlaczego Czas mi pomógł?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość, odrzekła Wiedza.

niedziela, 28 października 2012

Jak będzie wyglądało Wzniesienie

Kolejna wersja wzniesienia, otrzymana przez Steve Beckov od Archaniola Michaela. Pod wieloma wzgledami ta wersja bardzo ze mną rezonuje.


Steve Beckov: Czy Wzniesienie będzie stopniowe, czy nagle? Czy będzie zmianą, która dzieje się w momencie, czy to będzie stopniowa zmiana?
Archanioł Michał: Jest to chwila, gdy otwierają się drzwi. Tak było i jest stopniowe przebudzenie. Widzieliście zmiany psychiczne, fizyczne, emocjonalne, wzajemne powiązania, przesunięcia zbiorowe. Ale jest to, taki moment, kiedy się kliknie. Więc to jest moment. Właściwie, to jest okres około 20 do 24, 26 godzin.
S: Co opisujesz, Panie? Czy to otwarcie portalu lub zmiany wibracji, czy ...? Czy można to wyrazić słowami?
AAM: To jest zmiana w całej wibracji zbiorowej, w której Ziemia, Gaia i wszystko na niej jest razem ... w innej wibracji. Więc to nie jest tak jak za pośrednictwem portalu. ... Wy już przeszliście przez wiele portali, i to jest częścią tego, o czym myślicie, jako o tych mini-zmianach, które są w trakcie. ...
I niektórzy ludzie przeszli przez nie bardzo chętnie. Oczywiście planeta przeszła przez nie. Wiele z elementarnych królestw również wykonało swoją pracę. Ale to jest to, co uważamy za chwilę, którą wy poczujecie bardziej jako dzień lub dwa. Jest to, taki moment, w którym będzie to razem zharmonizowane. ...
S: Czy będą trzy dni ciemności? ...
AAM: ... Pomyśl o tym jak o mrugnięciu. Czy kiedykolwiek mrugnąłeś i pokój wydał się jaśniejszy nagle? To dzieje się cały czas w twojej medytacji. ...
Więc to jest bardziej jak mrugnięcie. Możecie mieć doświadczenia fizyczności - gdyż to jest częścią radości bycia na tej Ziemi - jeśli chcecie. Jest to zmiana w potencjale, w jaki sposób działacie i jak wszystko .... Więc to jest tak, jakby wszyscy naraz byli załogą sprzątającą (oczyszczającą). I co jest zmiecione, co jest wymiecione, ukochani, to resztki strachu, nienawiści, ciemności.
Czym będzie rzeczywiste doświadczenie Wzniesienia?
W tej chwili to, co nazywamy chwilą, jest wyborem. I może się zdarzyć natychmiast, ponieważ tak wielu z was położyło fundamenty – czy chcecie być w samym sercu Jedności Miłości? Czy chcecie być w wyższej częstotliwości? W ostatniej sekundzie, wszystko, co trzeba powiedzieć, to „tak”, i pozwolić sobie na zalanie przez coś, o czym możecie myśleć, jako o fali energii, która będzie omiatać planetę. Dlatego mówimy, że wszyscy są zaproszeni.
Poczucie będzie, że lecisz do góry. To będzie fizyczne poczucie ruchu. I pamięć, lub odczuwanie pamięci, że macie skrzydła, lub zdolność do latania. Więc to jest uczucie Wznoszenia się świętą spiralą.
Będzie również w tym okresie, który może być momentem, lub kilkoma godzinami, [uczucia] poczucie odłączenia, które nawet jeśli otworzycie oczy, nawet jeśli spojrzycie na podłogę, to zobaczycie, że jest zrobiona tylko z cząstek, cząstek, cząsteczek subatomowych kwantowych, które nie są stałe. Więc zaczniecie natychmiast mieć prawdziwą sensację lub wizję jak rzeczy można zobaczyć, i jak są one widziane, być może, z tej strony.
Więc jest poczucie nierealności. Teraz, jeśli chcesz, zrobić rzeczy stałymi, możesz po prostu powiedzieć, że chcesz tego, i zostanie wyświetlone. Ale wiedząc, że to jest po prostu konstrukt, który właśnie tworzysz, on już tam jest w pełnej świadomości. Gdy zdecydujesz się otworzyć oczy to, jak zobaczysz kolory, tekstury, bogactwo, powietrze będzie bardzo różne. To, o czym myślisz jako o twoich zmysłach zostanie spotęgowane, oh, co najmniej tysiąc razy.
Tak więc, jest trochę regulacji. A my jesteśmy z wami, i my oczywiście się tym zajmujemy, bo to jest całkowicie radosna sytuacja, gdy się w niej jest. Potraktujcie to jak duchowy orgazm. Jest to zjednoczenie wszystkiego.
Potem osiądziecie w tej wiedzy, i oczywiście, w tym wyborze fizyczności. Ale też wiedzcie, że jeśli zdecydujecie się utrzymać fizyczność, to natychmiast zauważycie, że wszystko, co nazwalibyśmy ludzkimi bólami zniknęło. Ale największa zmiana jest taka, że już nie żyjecie, czy istniejecie - możecie odwiedzić, możecie się pokazywać, ale nie żyjecie - w trzecim wymiarze, gdy jesteście w tym ruchu, o którym myślicie, jako przejściu świętej spirali.
To jest najlepsza analogia, jaką mogę ci dać. ... I będzie to miejsce miłości. To będzie nagłe, że decyzje, działania, istnienia, formy są miłością, i są z miłości, i dla miłości. Więc to poczucie albo / albo, z tego, co tradycyjnie jest postrzegane jako tak lub nie, dualizmu, polaryzacji, nie ma, odeszło. To jest dostrojenie. Cała podróż w egzystencji trzeciego wymiaru jest osiągnięcie tego miejsca dostrojenia, postawienia się poza albo / albo. I kiedy to robisz w tym procesie wznoszenia, to jest jak rzymska świeca: idziecie poza.
Pomyśl o tym w kategoriach, gdy dziecko, ludzkie dziecko, rodzi się, czasami jest bardzo łatwy poród, czasami jest to 30 godzin pracy. Czasami matka postanawia urodzić na polu, czasem narodzić w oceanie. Czasami udaje się do pięknej sali. Innym razem idzie do sali operacyjnej i ma cesarskie cięcie. Ale narodziny nadal występują. Więc to jest to, co się dzieje. ...
To jest uczucie pełnego i zupełnego poddania i błogości. To jest sensacja - fizyczna, psychiczna, emocjonalna, duchowa - unii. Więc jest to moment, w którym czujesz, oh, umarłem. Dlatego, że jest poczucie takiego uwolnienia i ponownego połączenia. Ale oczywiście nie umieracie.

Zrodlo: 
http://2012allabout.blogspot.com/2012/10/steve-beckov-jak-bedzie-wygladao.html