niedziela, 29 lipca 2012

Modlitwa Anny Malgorzaty



  Ojcze i Matko, Stwórco i odwieczne Źródło Wszechistnienia!
Do Ciebie się zwracam z nadzieją i ufnością,
oddając Ci swoją wolę, by stała się Twoją wolą.
Wierzę w Twoją Moc, Inteligencję i Miłość, które stworzyły Plan i Prawa
dla wszelkiego Istnienia.
Moje serce to wie, że Prawem nadrzędnym jest Miłość
i ona jest spoiwem Wszystkiego ze Wszystkim,
co istnieje w ponadczasowej i nieskończonej przestrzeni wszelkich bytów.
Proszę Cię, aby Twoje Światło przenikało mnie na wszystkich poziomach.
Ponieważ Tobie chcę służyć, Ojcze/Matko.
Proszę Cię, bym mogła oświetlać drogę tym, którzy jeszcze błądzą
w ciemności lub oczy ich zakrywa mgła zwątpienia.
Niechaj Twoja Miłość przeniknie moje serce,
Przepoi je współczuciem i odwagą, bym stała się ucieleśnieniem
Twojej Prawdy i zrealizowała cel mojego istnienia, jaki wybrałam dla tej strefy i tego czasu.
Uczyń mój umysł jasnym, a serce – kochającym i mądrym.
Spełnij, proszę, moją najgorętszą prośbę i odbierz ode mnie wszystko, co nie jest Miłością,
co nie jest Tobą, Ojcze/Matko.
Tak się już dzieje! Amen
 
Autor: Anna Bogusz Dobrowolska
Zrodlo: http://jagathon8.blogspot.com.br/2012/07/moja-rozmowa-z-lordem-ashtarem.html

sobota, 21 lipca 2012

W OCZEKIWANIU NA ŚWIT..


Codziennie patrzyła w lustro z nadzieją, że może właśnie dziś ujrzy swą twarz.
Ale nie tą swoją. Ta ją zbyt mocno przerażała.
Pragnęła mieć inną, taką przemienioną, ludzką i ciepłą, pełną miłości i blasku.
Za każdym razem miała nadzieję, że to, co widzi do tej pory, to tylko powtarzający się niczym koszmar sen, który zaraz rozpłynie się w świetle poranka.
A ona obudzi się i spojrzy w lustro. I zobaczy. Piękno…

Pewnego dnia przestała to robić. Straciła już wszystkie siły.
Odeszła nadzieja... Za długo czekała.
Poddała się, uwierzyła w to, że w lustrze już zawsze popatrzy na nią twarz, szpetnie wyżłobiona przez grymas niepewności siebie. Taka maszkara.
Porównywała się z innymi ludźmi. Oni byli tacy ładni, błyszczący, podziwiani, słuchani. Mieli taką moc! Czuła, że do nich nie pasuje.

Odwróciła się ze wstydu od nich, a oni, chociaż nie rozumieli, dlaczego to zrobiła, w końcu odwrócili się od niej. Nauczyła się żyć w cieniu, który skrywał jej twarz. W końcu stał się jej tak bliski, że stał się nią samą.
Tak przetrwała wiele lat, niewidoczna, więc nie zauważana, potrącana popychana, deptana. Tak naprawdę tylko ten ból, sprawiany niechcący przez innych był jedyną oznaką jej fizycznego odczuwania.
Tylko ból…
Lecz wkrótce i on przestał jej przypominać o tym, że żyje.
Po prostu się do niego przyzwyczaiła.

Nic już dalej nie było. Żadnego działania. Nic, bezruch.

„Ale nawet bezruch jest Czymś” – szeptało do niej czasem.
Wtedy miewała nawet lepsze dni, wychodziła z mroku i spoglądała ludziom w oczy. Lecz nikt nie widział. Mówiła. Lecz nikt nie słyszał.
Cóż się dziwić, przyzwyczaili się do jej NIE – istnienia.

… Z czasem przestała nawet słyszeć szept bezruchu.
Jej ciało nie odwzajemniało bytu, słowo w gardle straciło swoje znaczenie, myśl nieuważnie wypuszczona, już nie powróciła.
Nawet łza w oku powinna uwierać, bo zastygła, niewygodna, nieprawdziwa.
I uwierałaby, niczym szklana zadra… Gdyby tylko czuła…

I przyszedł dzień, kolejny z wielu następnych. Ale nie dla niej.
Bo dla niej przyszedł CZAS. I zapukał w ciemności.
Ale ona nie usłyszała. Nie mogła, przecież czas jest rzeczywisty, a ona pogrążona była w swoim świecie NIErzeczywistości… A może odwrotnie? ...
Wszedł zatem nieproszony, nie czekając na odpowiedź.
Nie czuła nawet złości, bo przecież NIC NIE czuła.
A ON otulił ją miękko i musnął jej twarz oddechem obietnicy, po czym padł przed nią na kolana, oddając tym zachwyt nad jej pięknem.
Potem zasłonił jej twarz maską, chwycił za rękę i wyprowadził
z ciemności.
Wtedy stał się cud. Światło odbiło się od maski, migoczący blask przyciągnął uwagę.
Patrzyli na nią. Wszyscy. I słuchali. Z uwielbieniem.
Chcieli być jak najbliżej niej. Biło od niej takie ciepło…
Nawet mężczyzna, na którego nawet nie ośmielała się dotąd spoglądać, zajaśniał w jej stronę. A ona to odwzajemniła.
Świętowali i tańczyli razem, pośród innych, upajając się zapachami i kolorami pięknej, usianej gwiazdami letniej nocy.
Zasłonięta maską, która skrywała jej nijakość, była podobna do innych.
Czuła się bezpiecznie. Tutaj każdy miał maskę na twarzy.
Była nimi, oni byli nią…
Wyróżniał ją tylko ten blask i magnetyzm, którego nie miał nikt inny. Jednak i oni zdawali się przemieniać przy niej.
Odkryła w sobie coś nowego i ekscytującego. Poczuła, że zmienia życie tych ludzi.
Samą swoją obecnością.
Inspiruje ich, popycha do działania, podnosi na duchu, wzbudza wiarę i chęć działania.
Jej siła odkrycia była tak wielka, jak wielka stała się wtedy jej wiara i pewność siebie.
Podobało jej się to, nie przestawała się uśmiechać do CZASU. Przecież to on podarował jej to święto. Właściwie podarował jej nią samą. Tylko nową.
Podarował jej tą wymarzoną twarz z lustra. Ludzką i ciepłą, pełną miłości i światła.
Podarował wiedzę alchemika. Moc czynienia czarów. Siłę sprawiania cudów.

- „Podarowałem ci przecież tylko maskę”- rzekł CZAS.
Spójrz, zaraz zrobi się ciemno, to normalne, że tuż przed świtaniem zawsze jest najciemniej. Za chwilę wszyscy zdejmiecie swoje maski, już czas…”
Przeraziła się. Pokochała siebie taką mocną, silną, piękną.
I oni ją pokochali. Nie chciała tego oddawać.
Czas jednak był nieubłagany.
Zdarł ze wszystkich maski, by świt mógł ujrzeć ich prawdziwe twarze.
Ona opierała się jeszcze, znowu miała wrażenie, że to tylko powtarzający się niczym koszmar sen, który zaraz rozpłynie się w świetle poranka.
Nie chciała wracać tam, gdzie kiedyś codziennie patrzyła w lustro.

Jednak maska opadła i z jej twarzy… I wszyscy wpatrujący się w nią oniemieli.
Bowiem ich oczom ukazało się coś większego nawet, niż to, czego doznali od niej do tej pory.
Ujrzeli szlachetnie wyrzeźbione rysy, jej prawdziwa twarz jaśniała pięknem.
Pięknem wiedzy alchemika. Mocą czynienia czarów. Siłą sprawiania cudów.

Ona była piękna. Mocna. Silna. Mądra. Dobra. Kochająca. Kochana.
Zawsze…
Tylko w ciągu życia pozwoliła, by „coś”, „ktoś” ją z tego okradł.
Sprawił, by zapomniała. Wmówił, że jest grzeszna, że nie zasługuje, że nie może, że nie wolno, że nie wypada, że musi, aby…
A ona uwierzyła. Patrzyła w lustro i naprawdę taką siebie widziała. Taką nieładną, niegodną. „To naprawdę ja?” - pytała ICH czasem.
„Tak, tak, to ty, widzisz, jesteś niedoskonała, musisz nam zaufać, bez nas nic nie osiągniesz.” – odpowiadali tak szybko, jak szybko może płynąć impuls z przekaźników, którymi się posługiwali.
Dbali o nią bardzo, pilnowali, by była na bieżąco, podsyłali cały czas wiadomości. Mieli swoich posłanników, media, instytucje, autorytety…

A teraz?...
Zobaczyła siebie na nowo.
W oczach tych, z którymi czekała na Świtanie.
Poczuła, że zmienia życie tych ludzi. Samą swoją obecnością…
A oni zmieniają JĄ. Tym, że są. I że zmienia siebie.
Podobała się sobie: taka mocna, silna, dobra.
I ujrzała swą twarz. I zobaczyła coś, na co kiedyś tak bardzo czekała.
Jej twarz była ludzka! I prawdziwa.

Jaśniała miłością.
Miłością jej duszy…
 Autor: Doula KasiaBo, Grupa Transformacja Swiadomości, Facebook

wtorek, 17 lipca 2012

Powrót do siebie. Część 3


Pamiętaj, że wszystko jst GRĄ. To GRA w życie, nie jesteście realni, to wszystko jest iluzją!

Dlatego dajecie się tak prowadzić, ulegacie różnorodnym wpływom, działacie tak, jak MY to programujemy. Jesteście równoprawnymi kreatorami tych działań, ale jednocześnie ich aktorami. Gracie swoje role. Nie zapominajcie o tym. Jeśli zatem uczestniczycie w tej grze, to wybieracie jednocześnie różne scenariusze i role. Te role nie są jednak zapisane na żadnym z nośników. Wy możecie je indywidualnie dla siebie dobierać z miliardów myślokształtów, które zostały w waszym środowisku ulokowane. Stąd macie bez przerwy świadomość kreowania własnego życia według własnych pomysłów i schematów. Hi hi hi. To jest dla nas najlepsza zabawa.

Nie wyśmiewajcie się proszę.

Ok. To tylko nasza wesołość, bo przecież wiesz, że wnosimy wyłącznie Miłość. A ty przecież pamiętasz, jak wygląda baza inkubacyjna. Początek życia. Byłaś tam.

Tak, pamiętam to jak dziś. Nigdy nie zapomnę tego przeżycia. To było we śnie. Przebudziłam się w inkubatorze, eliptycznym pojemniku w kształcie jajka, z otwieraną przykrywą i dolną częścią typu łóżko, w którym przebywałam. Nie wiem, jak długo, ale miałam wrażenie, że wieczność i zarazem chwilę. Faktor czasu po prostu nie istniał. Dostałam impuls przebudzenia. Pokrywa została otwarta. Usiadłam w tym inkubatorze z pełną świadomością powołania mnie do zadania. Brzmiało ono: Zmaterializowane istnienie. Jak otrzymasz taki impuls, uaktywniasz się po eonach lat, bądąc wyłącznie w Tu i Teraz, bez przeszłości i planu przyszłości. Po prostu JESTES, ISTNIEJESZ. Ujrzałam olbrzymią halę wielkości setek hektarów, pełną inkubatorów. Ogromną wysoką na kilkaset metrów, choć trudno mi było ocenić całkowitą przestrzeń, jaka otaczała cały ten obiekt. Siedząc w inkubatorze zaobserwowałam, że poza mną otrzymało impuls także kilkadziesiąt innych osób. Wszyscy mieli postać ludzką, ubrani w białe, ciasno przylegające do ciała kombinezony. Czułam tam coś w rodzaju „pempka wszechświata”. Wiele niewidzialnych energii, kreujących i kierujących tym obiektem. Czułam jakiś niezwykle zmechanizowany proces, jednak z drugiej strony całkowitą niezależność i indywidualność, która nie pozwalała mi oceniać , nie wyzwalała żadnych odczuć, ani negatywnych ani pozytywnych. Po prostu byłam obserwatorem i kreacją zarazem, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości widząc te miliardy inkubatorów. Siłą teletransmisji, bez grawitacji, lewitowałam, czy raczej wznosiłam się na coraz to wyższe poziomy tego gigantyczngo obiektu. Wznosiłam się na coraz wyższe poziomy tej niesamowitej konstrukcji, widząc następne i następne, kolejne wielohektarowe komory inkubacyjne. Wszystko było jak wykute w skałach, a całość stanowiła jakby potężną grotę. Byłam wewnatrz Ziemi czy na innej planecie? Nie otrzymałam na to odpowiedzi. Mój obraz zakończył się jeszcze wewnątrz tej groty, pokazując jej gigantyczne rozmiary. Moja percepcja myślenia otrzymała jedynie kod informacyjny dotyczący sposobu powoływania istnienia „do życia”.

Tak, po raz kolejny dostałaś od nas informację, która powinna dać ci obraz iluzoryczności istnienia. To wszystko jest projekcją. Co czułaś, poza płaszczem obserwatora?

No, cieszyłam się na przygodę, która się rozpoczynała. Byłam usposobiona bardzo pozytywnie, ciekawa. Tak jak dziecko nie oceniałam, nie tworzyłam opinii o tym co widziałam, lecz tkwiłam w tym całą sobą...

Pamiętam też, że wielokrotnie informowaliście mnie, że życie jest wspaniałym placem zabaw. Że ludzie o tym zapomnieli. I mając tą wiedzę cieszyłam się jak dziecko, wiedząc, że tak naprawdę nic nam nie grozi. Możemy się bawić w życie, śmiać się, kochać, brać udział w przygodach, które sobie zaplanujemy. Tworzymy własny plac zabaw i własne gry. Ustalamy do nich reguły. Dobieramy sobie towarzyszy zabaw i traktujemy wszystko całkiem serio. Bo także gry i zabawy mają swoje reguły. Chcemy by na naszym placu zabaw zawsze panowała zasada fair play. I wiecie co się stało? No właśnie. Dopuściliśmy do tego, że nagle te zasady przestały obowiązywać.

Pora więc na ponowne zorganizowanie placu zabaw. Niech rządzą tam wszystkie reguły, jakie sobie SAMI stworzymy. Niech będzie to zatem świat całkowicie zmaterializowany, niech dominuje w nim dobrobyt, szczęście, radość, rozbawienie, zaangażowanie i jednocześnie totalna swoboda. Bawmy się, bawmy się w życie! 
Już się realizuje.......

O tak! Teraz się czuję w swoim elemencie. Dziękuję Ci, moja WJ za prowadzenie. Wiem, że jestem dzieckiem kosmosu. Wiem, że wszystko jest iluzją.

Nareszcie wróciłam do siebie.

niedziela, 15 lipca 2012

Powrót do siebie. Część 2


Przyszedł czas na kolejną analizę. Jeśli tak potężna, zdecydowanie dominująca część naszego społeczeństwa nie odczuwa zmian planetarnych, którym towarzyszą zmiany świadomości i niezwykle istotne przekształcenia naszgo organizmu, (przyp. zmiany DNA i struktury węglowej na krzemową), to chcę wiedzieć, dlaczego tak się dzieje. W tm celu odbyłam drugą podróż. Tym razem 20-to minutową podróż w głąb siebie, na spotkanie ze swoją Wyższą Jaźnią i uzyskanie tą drogą dalszych informacji i wyjaśnień. Zadałam jej pytanie dotyczące aktualnej sytuacji naszego społeczeństwa i jego dalszych losów. Moja kochana WJ udzieliła mi jak zwykle cudownej, bardzo kompetentnej, logicznej, opartej na dojrzałej wiedzy odpowiedzi. Złożonej, kompleksowej i niezmiernie budującej. WJ nigdy nie udziela informacji destrukcjnych. Nawet tzw. negatywne informacje przekazywane są z zachowaniem całkowitego obiektwizmu, choć pełne złożoności, smboliki i najczęściej wielopoziomowe. Tak. Nawet jej proste zdania zawierają ukrytą symbolikę i nieprzeciętną głębię. Kocham z nią komunikować.
Odpowiedź, jaka przyszła, przedstawiała na początku obraz,  mapę świata z kolorowym oznaczeniem poszczególnych obszarów. Obecnie wszędzie tam, gdzie jest ogromne zagęszczenie ludności, rządzi i dominuje strefa materializmu. Ludzie zamieszkujący wielkie aglomeracje na całym świecie, sterowani są ciągle jeszcze rządzącym Ego. Na mapie świata takie regiony jak przeważająca część Europy, Japonii, część Chin, USA, Rosja, Kolumbia, centralna i południowa Brazylia, Argentyna, Chile, Meksyk,  i wiele dużych aglomeracji innych państw oznaczone były na czerwono, jako obszary, gdzie dominujące Ego nie zezwoli na szybkie przemiany mentalności...
Ego jest produktem, częścią składową waszych istnień, usłyszałam od WJ.  Jest zaprogramowane w strukturze eterycznej ludzkich ciał jako zarządca emocji. To ono dostarcza przez całe nasze ziemskie życie emocjonalnych poletek doświadczalnych, bez niego dusza nie porafiła by się rozwijać i prawidłowo wykonywać zadań, które sobie wcześniej dla tej inkarnacji wybrała.
Fakt, że ludzkie Ego zostało wypaczone i totalnie zdominowało życie jest niezaprzeczalny. Dlatego nadrzędnym celem ludzkości będzie w pierwszej fazie przekierowanie tej energii na jej pierwotną częstotliwość. Dlaczego? Energie Ego są tak samo ważne jak energie Miłości. Nasza dusza jest czystą Miłością. Nie posiada żadnych instrumentów obronnych. Jeżeli ta energia będzie osłabiana, nie będzie podtrzymywana odpowiednim natężeniem fal, to zostanie zdominowana innymi energiami. Wiemy już, że życiodajna energia napędowa u człowieka i u wszystkich innych produktów zmaterializowanego i niematerialnego świata znajduje się wewnątrz torusa, nieustannie napędzanego pod wpływem fal elektromagnetycznych. Jednak jego „pokarmem” sa te fale energii, które znajdują się w bezpośrednim zasięgu. U ludzi są to w większości wypadków przez wieki wypaczane energie Ego. Wyobraź sobie, że te energie kumulują się jak wielkie chmury, tworzące się najpierw wokół jednostek, w ich środowisku, potem rozciągalą się na aglomeracje, obejmują państwa, kontynenty, w końcu planety i galaktyki. Ale może być też odwrotnie. Może energie Ego są w centrum tej kosmicznej energii? Może jest to inteligencja kosmosu, inteligencja życia? Otrzymaliście ją przed eonami lat wraz z waszymi narodzinami. Energię Ego i energię Miłości. Razem, nierozłączne jak Yin i Yang. Piękne energie.  Obie zespolone w JEDNOSCI jak dwa bliźniacze płomienie. Wtedy energia Ego była szlachetnym partnerem waszej Duszy. Tak została zakodowana. Jeśli się ten schemat dobrze pozna i rozszyfruje, można go zmienić. Tylko w ten sposób.
Wiele źródeł informacji zaleca tzw. „poskromienie” Ego. Ale nie tędy droga.  To nie samo Ego zniekształciło i wypaczyło wasz świat. Jeśli uda wam się przywrócić jego pierwotną funkcję współtowarzysza, doradcy, obrońcy i managera waszej Duszy – czyli jej równorzędnego partnera, co uzdrowi i od nowa pokaże SENS ISTNIENIA, to osiągniecie nową (pierwotną) jakość życia. Zycia bez strachu, który zostanie całkowicie wyeliminowany.
Bo życie jest cudowną grą. Może nią być, zawsze było tak programowane. Ta świadomość otwiera portal wieczystej radości....
Uzdrawiajcie wasze Ego poprzez medytacje. Medytujcie świadome zbalansowanie tych dwóch bliźniaczch płomieni wewnątrz was. Pokochajcie swoje Ego, pokochajcie tą napędową energię swojego istnienia..... Cdn.

piątek, 13 lipca 2012

Powrót do siebie. Część 1


Jeszcze nie tak dawno zadawałam sobie pytanie na temat możliwości współistnienia światów na bazie czysto niematerialnej. Wyobraźmy sobie wyłączenie w ludzkiej mentalności popędów natury materialnej. Tu na Ziemi, poprzez praktyczne działania. Co się wtedy dzieje? Postanowiłam zrobić taki eksperyment. Stworzyłam wokół siebie obraz uwalniający mnie od wszystkich popędów, poza zaspokojeniem głodu. Zamieszkałam w (prawie) dzikiej naturze, wyobcowana i wyciszona. Moim pokarmem stało sie piękno natury i jej owoce. Duszę karmiłam pięknem i estetyką otoczenia a ciało owocami tropiku. Nie potrzebowałam nic wieceej. Byłam samowystarczalna. Jednak po upływie kilkunastu miesięcy to pustelnicze życie stało się dla mnie niewystarczające. Brak kontaktu z ludźmi i najbliższymi doskwierał mi coraz bardziej. Zadałam sobie pytanie, czy rzeczywiscie jestem w swoim elemencie? Odpowiedź była bardziej destrukcyjna niż się spodziewałam. Nie jestem typem pustelnika! W takiej formie nie wniosę do własnego życia żadnych pozytywnych wkładów. Ani nie zaoferuję nic światu. Co to da, że sama stałam się niezależna od wpływów materialistycznych, jeśli dla 98 % współczesnych ludzi jest on tak samo ważnym elementem jak woda i powietrze. Zrozumiałam, że moje doświadczene widziane być może wyłącznie jako eksperymentalne, ale nigdy jako recepta na życie. Cóż zatem potrzebne jest dla współczesnego istnienia? Jaki model życia mógłby stać się wzorcem do naśladowania?

W poszukiwaniu odpowiedzi na kolejne pytania zdecydowałam się na okresowe przeniesienie w świat cwilizacji. Jako obserwator. Tym razem przeżyłam potężny szok. Dokonywałam porównań i obserwacji zmian mentalnościowych u ludzi, których opuściłam przed pięcioma laty. Swiadoma zmian dokonujących się na naszej planecie i całokształtu kosmicznego oddziaływania, spodziewałam się dostrzec conajmniej zalążek reakcji, adekwatnych do tych zmian. Jednak to, co ujrzałam, zniewoliło mnie. Otrzymałam odpowiedź, jakiej się naprawdę nie spodziewałam. Europejska społeczność jest jeszcze intensywniej zorientowana na zabezpieczenie materialnej samowystarczalności. Oznacza to skoncentrowanie się na własnej, minimalnej społeczności i pościg za zaspakajaniem potrzeb. Do tej grupy zaliczają się oczywiście wszystkie cywilizacyjne dobra, jakie nasza współczesność ma do zaoferowania, czyli samochody, własnościowe domy lub apartamenty, zabawki dla dzieci i dorosłych, w tym koniecznie najnowsze zdobycze i-technologii, wycieczki i poznawanie świata itd. POSIADANIE jest najważniejszą lub jedną z najważniejszych domen życia. Drugą jest GENUSS, czyli rozkosztowywanie się, zaspakajanie kaprysów podniebienia. Delektowanie się rozkoszami materialistycznego świata. W zamian za wręcz niewolniczą pracę, która najwyraźniej traktowana jest wyłącznie jako środek do pokrycia stale rosnących kosztów oraz zaspokojenia tychże materialistycznych celów. A one także rosną, szczególnie w miarę wzrastania możliwości.

Co z wiarą, pytam. Co z rozwojem świadomości? Po co? Słyszę odpowiedzi. U większości świadomość egzystowania w tak skonstruowanym świecie nie wyzwala buntu i sprzeciwu lecz wręcz całkowicie odwrotny proces. Zamknięcie się we własnym światku, budowanym przez lata kryzysu gospodarczego. Czyli tym bardziej cenionym i kultywowanym, jeśli starania związane z osiągnięciem życiowych standardów (w miarę dobrze płatna praca, stabilizacja) zostały uwieńczone sukcesem. Utrzymanie pracy za wszelką cenę, czyli rezygnacja z jakichkolwiek oznak i reakcji protestu, mimo, że strategia pracodawców i postawa kierownictwa pozostawia wiele do życzenia. Miliony cierpią i ubolewają nad dotkliwym spadkiem zasad moralno-etycznych w miejscach pracy. Odczuwają, że są coraz bardziej zniewalani i wyzyskiwani... Mimo to ujrzałam społeczeństwo wyciszone, skoncentrowane na swoim światku. Jednak wewnętrznie zatrute zniewalającm strachem. Strachem o utratę prac, strachem o byt! W dzisiejszych czasach wróciliśmy do epoki kamienia łupanego... Czy te miliardy mieszkańców naszej planety sobie to uświadamiają?

Oczywiście, są wyjątki. Tak, wyjątki. Czego oczekujemy od miliardowej społeczności goniącej za przysłowoiwym kawałkiem chleba.... Te wyjątki to my. Tacy ludzie jak ty i ja. Ludzie patrzący na życie z perspektywy JEDNOSCI. Jedności ze światem, z kosmosem, naturą, ździebełkiem trawy, kamykiem, wodą... Poszanowaniem życia w całokształcie. Szacunek dla zwierząt i rezygnacja z ich zjadania. Czy można się zachwycać mieszkańcami zoo, litować nad bezdomnymi psami, protestować przeciwko wyniszczaniu gatunków konsumując jednocześnie pałkę kurczaka lub delektując się aromatyczną pieczenią z cielęciny? W samolotach oferowane są od niedawna wyłącznie posiłki mięsne. Jeszcze przed 3-4 laty moglam wybierać. W ofercie zawsze była jarska pasta, kanapka z serem itd. Dzisiaj 300 pasażerów chętnie i bez sprzeciwu konsumuje dania mięsne. Byłam jedyną w tak licznej grupie, która zrezygnowała z posiłku...

Moje smutne doświadczenia, które postanowiłam empirycznie przeprowadzić, dały mi odpowiedź na wiele pytań. Pytań z zakresu życia w TU i TERAZ. Zycia ludzi, którzy tak samo jak ja, mają prawo do własnego wyboru życiowej ścieżki. Ani lepszej, ani gorszej, po prostu własnej. Pełnej wyzwań, determinacji i.... strachu. Tego nieodłącznego towarzysza współczesnej cywilizacji. STRACH – to cena, jaką się płaci w procesie zdobywania i posiadania. Strach przed niewystarczalnością i utratą. Pieniądz i strach są nieodłącznymi towarzyszami ludzkości. W tych dwóch czynnikach zawiera się cała baza, cały pakiet współczesnych wypaczeń. TE DWA ELEMENTY SA ODPOWIEDZIALNE ZA HAMOWANIE I WYPACZANIE ROZWOJU LUDZKOSCI.

Ten właśnie strach ujrzałam i odczytałam w duszach. Nie była to łatwa podróż. Często nie umiałam zapanować nad rozżaleniem i współczuciem. Nie taki obraz pragnęłam zobaczyć i odebrać.... cdn