Radość Miłości
13.10.2012
Dziennik Wzniesieniowy - Część 41
Pewnego pięknego poranka obudził mnie
delikatny zapach róż. Czułam jakby głaskanie po policzku. Ach, jakież to było
cudne uczucie. Zastanawiałam się, czy otworzyć oczy, bo szkoda mi było stracić
to piękne doznanie. Niech więc trwa, postanowiłam, nie otwierając oczu. Chwile
mijały, ale zapach róży trwał. Wyobraziłam sobie, że obsypana jestem cudownymi
różowymi płatkami, że zbiera się z nich puszysta pierzyna. Płatków przybywa i
przybywa, aż napełnia się nimi cały pokój, potem dom, powoli zapełnia się nimi
cały świat. Jejku, pomyślałam, ile tych różyczek musiało się poświęcić, dla
wyprodukowania takiej masy płatków. Kąpałam się w nich radośnie a ich zapach
spowodował, że wpadłam w euforię. Nie martwiłam się jednak, że swoją wizją
sprowokowałam tyle różyczek do oddania swoich płatków. Podświadomie wiedziałam,
że to wszystko służy jakiemuś celowi.
Tak, odezwała się moja jaźń. Nie mylisz się,
otwórz spokojnie oczy.
Kiedy się na to zdecydowałam, ujrzałam
przepiękny widok. Ja nie byłam obsypana płatkami róż i choć cały czas czułam
ich delikatny zapach, byłam zupełnie gdzieś indziej. To była cudowna różowa
komnata, cała wyściełana miękkim aksamitem. Miała owalny kształt, na podłodze
puszyste dywany, ale nie było w niej żadnych mebli. Ciekawe gdzie jestem,
pomyślałam, co to za dziwny świat? A może ja znowu jestem w sobie? Czy nie
jestem czasem płodem w brzuszku? Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i przyszła
mi ochota obejść całe to pomieszczenie w poszukiwaniu wyjścia. Hmm, jeśli to
jest komora ciążowa, to musiała by być gdzieś pępowina. Raźnie rozpoczęłam
obchód komnaty, aż tu nagle – bęc – uderzyłam w niewidzialną, szklaną ścianę,
przedzielającą komnatę na dwie części. Co to jest? Gdzie ja jestem? Ździwienia
nie było końca. Przyłożyłam twarz do tej szyby i wpatrywałam się w tą drugą
część z nadzieją znalezienia odpowiedzi.
Jednak ona nie nadchodziła... Ok. To znaczy, że muszę sama rozwiązać zagadkę...
Tak, Miro - znowu odezwała się moja Jaźń. To
prawda. Odpowiedź znajduje się w tobie. A zatem, miłej zabawy. Uśmiechnęła się
i zamilkła.
Zaczęłam dedukować. Jestem w czymś, co
przypomina kurze jajo. Jest różowe, aksamitne, pachnie różami, ma dwie
komory.... już wiem! Przecież to moje serce! Aż podskoczyłam z radości. Usiadłam
na dywaniku i zaczęłam moje serduszko mile głaskać. Czule do niego
przemawiając, obchodziłam ściany, głaskałam je i cieszyłam się jak dzieciak.
Podziękowałam mu, że się w nim znalazłam... Wtedy przyszła kolejna reflleksja.
Jeśli jestem w jednej komorze bez wyjścia a do drugiej nie ma przejścia, to co
muszę zrobić? Przez moment zastanawiałam się i po chwili przyszła mi taka myśl:
Ok. Na pewno ta szklana ściana ma jakieś tajemne przejście. To oznacza, że
muszę znaleźć zaczarowany kod, którym go otworzę. Hmm, nie łatwe zadanie, ale
wszystko dla odważnych. Weszłam w ciszę. Położyłam się na dywaniku, wdychając
delikatny zapach róż. Przyszło słowo Miłość. Rozradowana poderwałam się, pobiegłam do szklanej ściany i wypowiedziałam
to słowo jak najcieplej. Cisza, nic się nie dzieje. Ok. Co jeszcze... Acha,
mam. Miłość i Radość.... Kiedy to wypowiedziałam, ściana lekko zadrżała, a ja
sama wpadłam w tak wielkie wibracje, że ledwo mogłam ustać. Jednak dalej nic
się nie zmieniło. Ściana pozostała nieruchoma. Dodałam jeszcze jedno słowo, i
kolejne następne. Ściana nie drgnęła. Wróciłam do tych dwóch słów Miłość i
Radość. Co będzie, kiedy je odwrócę i powiem: Radość i Miłość? Nie zdążyłam dokończyć głośno wymawiać, jak
szklana ściana zaczęła się zamieniać w jakąś galaretowatą substancję, jakby
plazmę.. Już chciałam przez to przejść,
ale nie było szans. Nie wpuszczała. Wyciszyłam się zatem ponownie. Czas nie gra
roli, pomyślałam. Jestem już z pewnością bardzo blisko. Obserwowałam tą ścianę
widząc, jak z tej plazmy utworzył się okrągły otwór, na wzór portalu. Ok. Czyli
te dwa słowa są prawidłowe. Potrzebuję jeszcze jednej zmiany. RADOŚĆ MIŁOŚCI –
wypowiedziałam. W tym momencie plazma zaczęła przechodzić w stan gazowy, po
czym zupełnie zniknęła. Obie komnaty serca zostały połączone. Szczęśliwa
przeszłam do drugiej komnaty, w której czekały na mnie same cudowne
niespodzianki. Czekali tam na mnie wszyscy, których kocham. Ludzie, zwierzęta,
kamyki, muszelki, myślokształty, migały także cudowne hologramy pięknych scen z
moich wielu wcieleń. Nie było końca objęciom, uściskom, powitaniom, radosnym
rozmowom, śmiechom. Łzy szczęścia sypały się jak grochy. I choć ta komnata
miała ograniczoną pojemność, wydawało mi się, że znajduje się w niej
nieskończona ilość moich ukochanych zmaterializowanych i niematerialnych
skarbów. I była cudowna RADOŚĆ MIŁOŚCI.
Nasze serce jest piękne. Ma komnatę –
poczekalnię. Kiedy się w niej jest, trzeba znaleźć klucz do otwarcia tej
prawdziwej komnaty, gdzie serce przechowywuje wszystkie nasze skarby. Ja swój
klucz znalazłam. A ty? Zapraszam do wspaniałej zabawy... J
Dziękuję kochana Anilalah za to, że tak mocno zidentyfikowałaś się z kluczowymi słowami. W tym momencie dotarło do mnie, że są to przecież krążące wokół nas myślokształty, docierające do nas w różnych czasoprzestrzeniach. Piękny twój obraz, Siła-Mego-Serca kochana Anilalah. Przepiękny opis, fascynująca tematyczna podróż, trwająca czasem lata.... Niejednokrotnie odnajduję się w Twoich tekstach, kochana Siostro :)
OdpowiedzUsuńW Miłości.