wtorek, 16 października 2012

Radość Miłości


13.10.2012
Dziennik Wzniesieniowy - Część 41

Pewnego pięknego poranka obudził mnie delikatny zapach róż. Czułam jakby głaskanie po policzku. Ach, jakież to było cudne uczucie. Zastanawiałam się, czy otworzyć oczy, bo szkoda mi było stracić to piękne doznanie. Niech więc trwa, postanowiłam, nie otwierając oczu. Chwile mijały, ale zapach róży trwał. Wyobraziłam sobie, że obsypana jestem cudownymi różowymi płatkami, że zbiera się z nich puszysta pierzyna. Płatków przybywa i przybywa, aż napełnia się nimi cały pokój, potem dom, powoli zapełnia się nimi cały świat. Jejku, pomyślałam, ile tych różyczek musiało się poświęcić, dla wyprodukowania takiej masy płatków. Kąpałam się w nich radośnie a ich zapach spowodował, że wpadłam w euforię. Nie martwiłam się jednak, że swoją wizją sprowokowałam tyle różyczek do oddania swoich płatków. Podświadomie wiedziałam, że to wszystko służy jakiemuś celowi.
Tak, odezwała się moja jaźń. Nie mylisz się, otwórz spokojnie oczy.
Kiedy się na to zdecydowałam, ujrzałam przepiękny widok. Ja nie byłam obsypana płatkami róż i choć cały czas czułam ich delikatny zapach, byłam zupełnie gdzieś indziej. To była cudowna różowa komnata, cała wyściełana miękkim aksamitem. Miała owalny kształt, na podłodze puszyste dywany, ale nie było w niej żadnych mebli. Ciekawe gdzie jestem, pomyślałam, co to za dziwny świat? A może ja znowu jestem w sobie? Czy nie jestem czasem płodem w brzuszku? Rozejrzałam się jeszcze raz dookoła i przyszła mi ochota obejść całe to pomieszczenie w poszukiwaniu wyjścia. Hmm, jeśli to jest komora ciążowa, to musiała by być gdzieś pępowina. Raźnie rozpoczęłam obchód komnaty, aż tu nagle – bęc – uderzyłam w niewidzialną, szklaną ścianę, przedzielającą komnatę na dwie części. Co to jest? Gdzie ja jestem? Ździwienia nie było końca. Przyłożyłam twarz do tej szyby i wpatrywałam się w tą drugą część  z nadzieją znalezienia odpowiedzi. Jednak ona nie nadchodziła... Ok. To znaczy, że muszę sama rozwiązać zagadkę...
Tak, Miro - znowu odezwała się moja Jaźń. To prawda. Odpowiedź znajduje się w tobie. A zatem, miłej zabawy. Uśmiechnęła się i zamilkła.
Zaczęłam dedukować. Jestem w czymś, co przypomina kurze jajo. Jest różowe, aksamitne, pachnie różami, ma dwie komory.... już wiem! Przecież to moje serce! Aż podskoczyłam z radości. Usiadłam na dywaniku i zaczęłam moje serduszko mile głaskać. Czule do niego przemawiając, obchodziłam ściany, głaskałam je i cieszyłam się jak dzieciak. Podziękowałam mu, że się w nim znalazłam... Wtedy przyszła kolejna reflleksja. Jeśli jestem w jednej komorze bez wyjścia a do drugiej nie ma przejścia, to co muszę zrobić? Przez moment zastanawiałam się i po chwili przyszła mi taka myśl: Ok. Na pewno ta szklana ściana ma jakieś tajemne przejście. To oznacza, że muszę znaleźć zaczarowany kod, którym go otworzę. Hmm, nie łatwe zadanie, ale wszystko dla odważnych. Weszłam w ciszę. Położyłam się na dywaniku, wdychając delikatny zapach róż. Przyszło słowo Miłość. Rozradowana poderwałam się,  pobiegłam do szklanej ściany i wypowiedziałam to słowo jak najcieplej. Cisza, nic się nie dzieje. Ok. Co jeszcze... Acha, mam. Miłość i Radość.... Kiedy to wypowiedziałam, ściana lekko zadrżała, a ja sama wpadłam w tak wielkie wibracje, że ledwo mogłam ustać. Jednak dalej nic się nie zmieniło. Ściana pozostała nieruchoma. Dodałam jeszcze jedno słowo, i kolejne następne. Ściana nie drgnęła. Wróciłam do tych dwóch słów Miłość i Radość. Co będzie, kiedy je odwrócę i powiem: Radość i Miłość?  Nie zdążyłam dokończyć głośno wymawiać, jak szklana ściana zaczęła się zamieniać w jakąś galaretowatą substancję, jakby plazmę..  Już chciałam przez to przejść, ale nie było szans. Nie wpuszczała. Wyciszyłam się zatem ponownie. Czas nie gra roli, pomyślałam. Jestem już z pewnością bardzo blisko. Obserwowałam tą ścianę widząc, jak z tej plazmy utworzył się okrągły otwór, na wzór portalu. Ok. Czyli te dwa słowa są prawidłowe. Potrzebuję jeszcze jednej zmiany. RADOŚĆ MIŁOŚCI – wypowiedziałam. W tym momencie plazma zaczęła przechodzić w stan gazowy, po czym zupełnie zniknęła. Obie komnaty serca zostały połączone. Szczęśliwa przeszłam do drugiej komnaty, w której czekały na mnie same cudowne niespodzianki. Czekali tam na mnie wszyscy, których kocham. Ludzie, zwierzęta, kamyki, muszelki, myślokształty, migały także cudowne hologramy pięknych scen z moich wielu wcieleń. Nie było końca objęciom, uściskom, powitaniom, radosnym rozmowom, śmiechom. Łzy szczęścia sypały się jak grochy. I choć ta komnata miała ograniczoną pojemność, wydawało mi się, że znajduje się w niej nieskończona ilość moich ukochanych zmaterializowanych i niematerialnych skarbów. I była cudowna  RADOŚĆ MIŁOŚCI.
Nasze serce jest piękne. Ma komnatę – poczekalnię. Kiedy się w niej jest, trzeba znaleźć klucz do otwarcia tej prawdziwej komnaty, gdzie serce przechowywuje wszystkie nasze skarby. Ja swój klucz znalazłam. A ty? Zapraszam do wspaniałej zabawy... J
 
 

1 komentarz:

  1. Dziękuję kochana Anilalah za to, że tak mocno zidentyfikowałaś się z kluczowymi słowami. W tym momencie dotarło do mnie, że są to przecież krążące wokół nas myślokształty, docierające do nas w różnych czasoprzestrzeniach. Piękny twój obraz, Siła-Mego-Serca kochana Anilalah. Przepiękny opis, fascynująca tematyczna podróż, trwająca czasem lata.... Niejednokrotnie odnajduję się w Twoich tekstach, kochana Siostro :)
    W Miłości.

    OdpowiedzUsuń