poniedziałek, 15 października 2012

Nie ma dołków. Nie ma dna. Są tylko boskie przystanki.



11.10.2012
Dziennik Wzniesieniowy - Część40

Nie ma dna, w pojęciu ludzkiej egzystencji. Jest to cudowna platforma do odbicia się i wypłynięcia na powierzchnię.

Opowiem wam pewną historię.

Johannes urodził się w dobrze sytuowanej rodzinie urzędnika rady miasta i nauczycielki. Był jedynakiem i wolno mu było rodzicom chodzić po głowie. Oni, zakochani po uszy w swoim skarbie, widzieli w nim wszystko, co piękne. Jednak beztroski okres skończył się dla Johannesa już w przedszkolu. Miał wielkie odstające uszy i wyglądał jak małpka. Przez to stał się pośmiewiskiem grupy. Tak było w przedszkolu, w szkole, nawet na studiach kumplowie nie oszczędzali sobie robienie z niego żatrów. Skończył z wyróżnieniem prawo – to było także marzeniem jego rodziców. Kiedy podjął pracę jako adwokat, okazało się, że także jego klienci nie traktowali go z powagą. Jednak Johannes był silny. Zdawał sobie sprawę z własnej brzydoty, która odbierała mu szacunek u innych. Jego wolą było pokazać światu, że mimo to zdobędzie uznanie i międzynarodową sławę. No i rzucił się w wir pracy. Angażował się do tego stopnia, że nie starczało mu czasu na nic więcej. Nie miał prywatnego życia, nie zakładał rodziny. A latka leciały. Jako czterdziestoletni mężczyzna osiągnął wreszcie szczyt kariery zawodowej. Był znakomitym specjalistą. Ta sława umożliwiła mu poznawanie wielu osób, które nagle patrzyły na niego innaczej. Poznał damę swojgo serca. Zakochali się, wzięli ślub. Nic więcej nie brakowało mu so szczęścia....
Lecz pewnego dnia Johannes obudził się z ogromnym lękiem. Strach przed utratą tego wszystkiego, co zbudował, co osiągnął, sparaliżował go do tego stopnia, że zatracił kontakt z otoczeniem. Pstryk. I życie się totalnie zmieniło. Johannes stracił wszystko, włącznie z żoną, która od niego odeszła...

W takim momencie zadajemy sobie wiele pytań. Poddani jesteśmy ogromnej próbie. Czy ją przejdziemy? Co będzie dalej z naszym życiem? Wiemy, że upadki są po to, ażeby się podnieść i iść dalej.

U Johannes trwało to kilka lat. Przebywając w silnej depresji wywołanej przepracowaniem, stresem i wypaleniem zawodowym, potrzebował specjalistycznej opieki. Poddał się jej. Powolutku, krok po kroku utwierdzał się od nowa w przekonaniu, że jest wartościowym człowiekiem. Kiedy otworzył swoje serce, wyznał otwarcie, że jego marzeniem od dziecka było usunięcie wady uszu. Nie chciał tak wyglądać, nie akceptował tego, ale postawił sobie w życiu inne priorytety, nie realizując zamierzenia powziętego jeszcze w dzieciństwie...

W takich sytuacjach zawsze w naszym życiu docieramy prędzej czy później do „boskiego przystanku”, na którym wsiądziemy do czekającego na nas autobusu.

Johannes poddał się operacji plastycznej uszu. Uzyskał bardzo miłą i jednocześnie pełną szacunku aparycję. Odbudował swoją pozycję jako adwokat. Ożenił się i został tatusiem, który jednak bacznie przyglądał się urodzie swoich dzieci, ażeby nie zgotować im podobnego losu. Żył usatysfakcjonowany, w miłości i dobroci płynącej z serca.... Albowiem usunął największą przeszkodę wywołującą strach. Teraz jego serce wypełniała tylko miłość.

Pamiętajmy, że zawsze otrzymujemy od Stwórcy ogromną szansę. Musimy jednak w odpowiednim czasie dostrzec boski przystanek i wsiąść do właściwego autobusu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz