niedziela, 18 września 2016

Stan Zero


Uczestnicząc w duchowym rozwoju  współczesnej cywilizacji, który trwał nieprzerwanie przez 25 lat, od 1987 do 2012 roku, miałam wrażenie, że się coś w tym okresie domknęło. Na poziomie tzw. przebudzenia odbywało się pełne rozbudzenie świadomości istnienia innej rzeczywistości. Było to pojmowanie świata jako matrycy, widzenie starych schematów i zrozumienie, że oprócz tego istnieje „coś więcej” – świat mentalny, rozumiany jako pole eterycznej energii, wyższej siły nazywanej Źródłem.
Setki tysięcy ludzi na świecie zrozumiało w tym czasie, że nie jesteśmy tylko ciałem fizycznym, ale główną istotą naszego istnienia jest świadomość, nasz Duch, nieuchwytna struktura, której współczesna nauka nie definiuje i nie bada (no bo jak?).
Tak, w tym czasie dotarły do nas myślokształty, że nasza ziemska egzystencja jest tylko zalążkiem całokształtu.... fraktalem naszej nieprzemijalności.
Ale nikt nie był przygotowany na to, że dla wszystkich tych, którzy do 2012 objęci zostali falą przebudzenia, przewidziany został kolejny, znacznie trudniejszy etap rozwoju.
Zaobserwowałam interesujace „symptomy” u siebie, u moich znajomych, przyjaciół. Ci, którzy nie poprzestali  na tym bądź co bądź wielkim odkryciu, tylko konsekwentnie i z pełną świadomością uczestniczyli i nadal uczestniczą w procesie poglębiania wiedzy w tym zakresie, przeżywają swojego rodzaju fale regresji (przynajmniej tak to odbieramy), powrót do przytłaczajacej energii 3D.
Dlaczego tak sie dzieje? Otóż, po osiągnięciu etapu przebudzenia (nazywam to etapem powierzchownego wypłyniecia z ciemności), następuje proces badania tego stanu i dociekliwe studiowanie swoich parazmysłowych zdolności. No i oczekiwanie na coś więcej..
Każdy z nas zbiera swoje własne doświadczenia i czasem czuje się jak ślepiec, czasem jak odkrywca.
Mi też udało się coś „odkryć”. Odkryłam, że jestem czystą świadomością. A dopomógł mi w tym (ostatecznie) Eckhart Tolle. I tkwiąc w tym przekonaniu, wydawało mi sie, że w takim razie osiagnęłam już stan, w którym wiem kim jestem i po co tu jestem. Ten fakt wyzwolił we mnie procesy przebaczenia, wyjścia z matriksu, z dualności – tak, byłam przekonana, że mam to już za sobą....
Jednak to odkrycie i wieloletnia praca nad soba w niczym nie zmieniły faktu, że nadal – a nawet powiedziała bym – o wiele bardziej dotkliwie uświadamiałam sobie wpływy polaryzacji... i borykałam sie z problemami – innaczej - z tematami, bądź lepiej – z emocjami, które mnie dołowały, wyzwalały strach, przygnębienie, bezsilność, powodowały zakłócenie mojej stabilności, zanik radości i jakąś nieprzezwyciężoną ociężałość, której w żaden sposób nie potrafiłam zdefiniować i uzasadnić. Zaczęłam sie tym stanom przyglądać....
Kiedy odczuwamy jakąś siłę przyciągającą nas z powrotem do stanu fizycznej ociężałości, pada pytanie przyczynowe. Chcemy zrozumieć, czy i jeśli tak, to jaki ma to związek z naszym dalszym rozwojem?
Odkrycie sensu tego procesu przynosi cudowne skutki. Zaczynamy rozumieć, że proces naszej transformacji nadal trwa...
W kolejnej fazie duchowego rozwoju nie pozostajemy na jego „powierzchni” lecz się w nim zagłębiamy, dajemy nura w głebię kosmicznej świadomości. Tylko, że nie jest to już bujanie w obłokach, czy wspinanie się na wyższe poziomy, lecz... wewnętrzny proces zmian na poziomie komórkowym.
Stare zapisy, siegajace (znacznie głębiej) do wielu poprzednich inkarnacji, zostają zresetowane. W tym czasie wszystkie nasze najdrobniejsze cząstki, na poziomie nanokomórkowym, są zerowane. Czyszczone, polerowane, zerowane... powoli odradza się oświecona jednostka, silna i odporna na jakiekolwiek wpływy starego systemu...  Powoli wynaturza się czysta świadomość,  istnienie wyłącznie w tu i teraz, bez przeszłości i przyszłości.
Odbieramy to autentycznie jako czyszczenie, które często odczuwane jest jak „zimny prysznic”, biczujący nasze zardzewiałe zmysły. Jasne, że może to trwać... Czasem nawet wiele lat.
Jednak, najfajniejsze jest to, że w wytrwałym uczestniczeniu w tym procesie budzimy sie jeszcze raz.... choć tym razem jest to poród bolesny. Tym razem jednak wiemy tak naprawdę, kim jestesmy i jaką funkcję spełniamy na Ziemi. Odzyskujemy poczucie ważnosci naszego fizycznego ciała, uświadamiając sobie, co nas tak naprawdę cechuje jako przebudzonych... Aż się nie chce wierzyć, że to takie proste. Ta nowa prawda jest prozaiczna aż do bólu...
Opierając sie na świętej geometrii, strukturze naszej fizyczności i mikrokosmosu, w  interakcji z naturą, światem zwierząt i mineraliów, odbieramy jednoznaczny przekaz, dotyczacy samozachowawczosci Istnienia jako całość.  Istnienia w Jedności. W tym stadium kompletnie zanika potrzeba jakiekolwiek krytyki, zainteresowanie polityką, informacjami mediów. Dominuje prostota, wdzięczność, życie w prawdzie. Od nowa budzi się wszechogarniająca Miłość, rozprzestrzeniająca się we wszystkich wyzerowanych komórkach, cząstkach naszego jestestwa...
Jeśli ten proces zostanie zakończony, to bardzo dobitnie odczuwa się rolę własnego, indywidualnego istnienia. Rozumie rolę jednostki w procesie całokształtu kosmicznych przemian. Jednostki silnej i zarazem świadomej swojej Mocy. Jednostki, która dopiero tak przetransformowana (odrodzona) używa własnej energii do kreowania kosmicznej, planetarnej rzeczywistości naszej Gaji.
Takie nowe Jednostki działają już w systemie okołoplanetarnym. Łamią kody, dziurawią matrycę, wnoszą kosmiczne światło. I robią to indywidualnie, bazujac intuicyjnie na myślokształtach....  
Na tym etapie rozpoczyna się kolejny proces, kolejna przemiana, którą my ludzie, mieszkańcy tej planety, wlaśnie rozpoczynamy....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz